sobota, 31 marca 2018

Cóż to jest prawda? (za Piłatem z Pontu)

Witam,
Pośród Triduum, ale tu właśnie trzeba.
Dla mnie nie ma pojęcia 'osoba publiczna' jako osobna kategoria osób. Osoby są fizyczne i prawne, a publiczni są funkcjonariusze. Każdy człowiek jest w życiu świata na sposób mniej lub intensywniej 'publiczny'. Są natomiast osoby wykonujące funkcje z mandatu publicznego bądź twierdzące czy wręcz utwierdzane w przekonaniu, że tak jest ('celebryci' wg nowomowy). 
Obie te kategorie uważają się ab urbe condita za kompetentne do wypowiedzi w przedmiocie 'aborcji', a że niestety są to na ogół brednie, tym gorzej. Na komentowanie wszystkich szkoda czasu i klawiatury, ale do dwu, które dziś przeczytałem, nie sposób się nie odnieść, z racji wspominanego już fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu i osoby sprawcy powiązanego rodem i funkcją z Łodzią.
Otóż Hanna Zdanowska, aktualna Prezydent Miasta Łodzi w sposób nader wyrafinowany miała powiedzieć prawdę tak by wypromować kłamstwo i to popierające faktyczną zbrodnię. Komentując na facebook zajścia z tzw. 'czarnego piątku' przedłożyła, że "prawa kobiet, to prawa człowieka. Łodzianki i łodzianie, brawo!". Wszystko prawda, ale w jakim kontekście? Czy mordowanie dzieci w wieku prenatalnym, w jakichkolwiek okolicznościach jest 'prawem kobiet'? A co z uśmierconymi w ten sposób dziewczynkami? Czy zabijanie kogokolwiek bywa prawem człowieka? Bywa, wspominałem już o tym, że każdy zakaz prawny uchyla wystąpienie tzw. kontratypu, czyli nadzwyczajnej okoliczności, w której złamanie zakazu jest jedynym remedium wobec naruszenia jeszcze poważniej chronionego dobra. W ochronie karnej najczęściej może być tu mowa o obronie koniecznej (bardzo ściśle ograniczonej co do czasu i formy zastosowania) i stanie wyższej konieczności (ale stricte wyższej i stricte konieczności). Czy są zabójstwa kontratypowe? Są i ewentualność takich zajścia wcale nie jest rzadkością. Czy zabójstwo dziecka w czasie rozwoju ciążowego, może być jedynym remedium ratującym w sposób proporcjonalny inne dobro, proporcjonalny, a więc w sposób oczywisty dobro znaczniejsze od życia tego dziecka? Nie można tego wykluczyć, spektakularnie w wyborze: życie matki-życie dziecka (uwzgledniając brutalną prawdę, że gdy ciąża tak istotnie zagraża życiu matki, to podczas donaszania, a przynajmniej porodu, najpewniej umrą oboje). Czy można wykluczyć w innych wyborach? Wątpię, ale koncepcja kontratypu zawiera w sobie właśnie ostateczną odpowiedź na każdą, nawet przy biurku nieprawdopodobną, ewentualność. Wszystko więc zdałoby się jasne w materii tu konotowanych 'praw kobiet' i 'praw człowieka'. Tym niemniej mówiąc o samym kontratypie zauważmy, że jest to instytucja generalna oceny prawnokarnej. Normą zasadniczą jest specyficzna kwalifikacja kryminalna, np. "kto zabija człowieka, podlega karze...", nie zaś np.: "kto zabija człowieka, a nie zachodzi obrona konieczna, podlega karze...". Ma to ogromne przełożenie na kwestię ciężaru dowodu. Oskarżyciel, mówiąc krótko, musi zabójstwo udowodnić, natomiast okoliczność kontratypową, obrona może podnieść.
Trzeba wskazać jeszcze na kwestię tzw. 'zabójstw w typie uprzywilejowanym' (tak się to w skrócie nazywa). Są takie w ustawie. W przeciwieństwie do zabójstwa w warunkach kontratypu, istotą ich kwalifikacji nie jest 'konkurencja' dóbr chronionych, lecz przymioty strony podmiotowej (w skrócie psychologia sprawcy), tj. nieumyślność (nieczęsty przypadek przestępstwa nieumyślnego), ulegnięcie żądaniu i współczuciu, wpływ przebiegu porodu. I tu właśnie 'karkołomna' (często nader dosłownie) konstrukcja norm dotyczących zabójstwa dzieci w wieku prenatalnym. Jako, że są one (na dziś) odrębną typizacją części szczególnej kodeksu, nie są to zabójstwa kontratypowe, chyba, żeby skonstruować 'kontratyp ciąży', ale nawet w takim absurdzie musiałby mieć on konstrukcję modyfikacji podmiotu. Nie są typowe zabójstwa w typie uprzywilejowanym, gdyż nie odnoszą się, wprost przynajmniej do strony podmiotowej; uprzywilejowanie leży po stronie przedmiotowej.  W stronie przedmiotowej istnieje ofiara, tj. kobieta, różnie znamionowana oraz 'pozaosobowa' ciąża, a także osoba niejako 'trzecia' dziecko poczęte. Poetyka tych norm jest w ogóle surrealistyczna. Ciąża, która jak wiadomo jest stanem fizjologicznym dwojga osób (matki i dziecka, ze 'współuczestnictwem koniecznym'-pojęcie raczej cywilistyczne, ojca dziecka), przedstawiona jest jako pewna 'modyfikacja' statusu kobiety, gdyż jest to 'jej' ciąża (jak np. jej torebka). Łagodniejsza odpowiedzialność karna wiąże się przy tym z 'przerwaniem ciąży' za zgodą kobiety-'nosicielki'. Jako, że ustawa ominęła  'anachroniczne' pojęcie 'matka', łatwo ominęła też kwestię zgody ojca, bo przepis musiałby brzmieć np. "kto przerywa ciążę za/przeciw zgodzie rodziców". Łatwo zarzucić, że jakiego znów mężczyzny, wszakże mężczyzn jest wielu, a kobieta w ciąży, tu: jedna. Tak zatem co czyni tam pojęcie (w kwalifikowanych typach uprzywilejowanych-lub odwrotnie) "dziecko poczęte, które osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej"? Przy nieodmiennym funkcjonowaniu wymogu dookreśloności normy karnej, niepodobna dojść o co tu chodzi. Wszak miliardy 'dzieci poczętych', bo innych, poza Adamem i Ewą (jeśli istnieli, a raczej nie) nie bywało, dawno osiągnęło zdolność życia całkiem samodzielnego poza organizmami miliardów kobiet ciężarnych, na ogół nie mając ze sobą żadnej styczności. Chodzi w ratio legis wyłącznie o to by wyalienować kobietę ciężarną (gdzieżby matkę) i jej prawa, jej ciążę, jako stan irrelewantny, ojca jako utopię i 'dziecko poczęte', którego nie dotyczą prawa człowieka (wprost Sejmowi powiedziała to B. Nowacka, niezapomnianymi słowami: „embrion nie jest podmiotem praw”). Nie ma tu zabójstwa, bo nie ma i ofiary. Z jednym wyjątkiem, normy, która reguluje przerwanie ciąży ze skutkiem śmiertelnym, tak ale dla... kobiety. 
Nie ma dziś w Polsce przestępstwa przerwania ciąży, którego następstwem jest śmierć dziecka, nawet gdyby takowe mogło żyć samodzielnie poza organizmem..., gdyż de facto ciąża ciążą, a dziecko dzieckiem, kobieta ciężarna, a rodzice rodzicami. Żeby nie zanudzać cytatami wystarczy przeczytać dosłownie przynajmniej art. 25, 26, 148, 152-154 Kodeksu karnego (http://prawo.sejm.gov.pl). Ta konstrukcja nie jest przypadkiem, gdyż tak jak pisałem uprzednio, dopóki jest jakiekolwiek 'prawo aborcyjne', dopóty nie ma tu prawa w ogóle, tylko lawirowanie próbujące przypodobać się różnym pomysłodawcom. Tak jak też wspominałem, zawsze będzie pojedynkowanie się wielością pomysłów na prawa człowieka, kobiet, koncepcjami religijnymi, europejskimi, nowoczesnymi i średniowiecznymi, dopóki będzie 'prawo do życia', a nie prawna konstantacja nietykalności życia. Nikt nie gwarantuje nikomu prawa do grawitacji, upływu czasu, ani nieuchronności zgonu, bo w każdym 'światopoglądzie' i tak następują.
Na tym tle znów a rebours należy zauważyć, że można tak chcieć dać fałszywe świadectwo, aż do dania świadectwa prawdzie. Poseł Katarzyna Lubnauer (o czym mało kto wie, też z Łodzi), przewodnicząca partii .Nowoczesna, zechciała wygłosić nader 'naukową' promocję 'aborcji', czemu 'naukowo' zaprzeczyła. W słowach: "Nie ma czegoś takiego jak dziecko poczęte. Jest zarodek, płód. Życie ludzkie jest w momencie, kiedy się człowiek urodzi, a wcześniej nie ma takiego pojęcia". Święta prawda. 'Czegoś' takiego nie ma, jest Ktoś taki, dość liczny, gdyż jak wspomniałem, o dzieciach innych niż poczęte nauka nie wspomniała, nawet osławione in vitro jest poczęciem poza ustrojowym. Zarodek i płód, jako etapy wiekowe człowieka są jak najbardziej, tak jak niemowlę, adolescent, człowiek w wieku dojrzałym, starzec... Wyselekcjonowane językowo "dziecko poczęte" jest tworem literalnym ustawy i w naturze, jako byt specyficzny, faktycznie nie występuje. W momencie kiedy się człowiek urodzi życie ludzkie jest jak najbardziej (chyba, że dziecko jest martwo urodzone, która to tragedia się zdarza, ale skoro stało się martwe przed urodzeniem, to przedtem żyło intelligitur per se). Skoro życie jest, a nie tworzy się deus ex machina, w momencie narodzenia, to implikacyjnie (o Pani matematyk) musiało być i uprzednio i następczo. Wcześniej, jak najbardziej "nie ma takiego pojęcia". Oczywiście nie ma 'pojęcia', tylko status konstatywny. Podobnie jak nie ma 'pojęcia' ruchu wirowego Ziemi, tylko jest taki fakt-niezależny od czyjejkolwiek zdolności pojmowania.
Chrystus Pan, w dniu 14. miesiąca nisan (wspominanym dziś, w Wielki Piątek) powiedział wprost w Swym procesie: przyszedłem dać świadectwo prawdzie. Prokurator Piłat (osoba tak publiczna, że przez myśl mu nie przeszło, że do dziś będzie wspominany po kościołach i nie tylko całego świata), zapytał wtedy: cóż to jest prawda? Traktował ją bowiem jako 'pojęcie', a nie konstatację.
Któryś za nas cierpiał Rany...
Łódź Bałuty, w Wielki Piątek Męki Pańskiej 30. marca 2014 r.

piątek, 23 marca 2018

Dopóki...

Witam,
'Nie wiedzą co czynią...'. Dlatego pewnie tym razem powiedzieli przez pomyłkę prawdę. Piątek tygodnia pasyjnego (rozpoczynającego się Czarną Niedzielą) jest per se Czarnym Piątkiem. Po dwu tysiącach lat znów ma być festynem ulicznej żądzy zabicia za niewinność, zgodnie z prawem, przeciw Prawdzie.
Tydzień pasyjny przyniósł kolejne ekscesy 'tłumu, który krzyczał jeszcze głośniej...'. Tym razem jednak nie 'na krzyż!", a znów: 'na fotel!' Zaiste jednak, czy tłum?
Znów przypominam skrótowe, lecz bardzo treściwe, spostrzeżenie deklaracji Nostra Aetate, w parafrazie: "A choć władze, wraz ze swymi zwolennikami domagały się śmierci, jednakże to, co popełniono podczas męki, nie może być przypisane wszystkim bez różnicy tu i teraz żyjącym".
Kto tworzy, szczególnie w optyce, wciąż tych samych mediów, 'ulicę' żądającą dopuszczalnego, komfortowego mordowania ludzi, którym nie przyznano jeszcze nr. PESEL? Czy doprawdy te tłumy kobiet odartych z godności, rzesze ledwie uszłych z życiem podczas wymuszonych porodów, procesje Ofiar zgwałceń, Matki dogorywające wraz z dziećmi, już w chwili narodzenia odliczające dni do Ich śmierci? Nie, te Osoby są drugimi, najboleśniej doświadczonymi Ofiarami najkrwawszej w dziejach promocji zbrodni przeciwko ludzkości, jaką jest uśmiercanie ludzi przed Ich narodzeniem. Trudem i ofiarą tych, którzy współcierpią ze swymi dziećmi, które ryzykowały i często poniosły wielką szkodę w zdrowiu dla Ich narodzenia, które samotnie lub w rodzinach, często dożywotnio w najgłębszej tajemnicy niosą postrzałową ranę zgwałcenia, tym trudem legitymują się inni. Grupa prawdziwie lucyferiańska, tych którzy chcą i otrzymują poklask za deklaracje:
- na to dziecko nie byłoby już miejsca w mieszkaniu pełnym książek i ZABAWEK (Przybysz);
- pojechałam na egzotyczny urlop bo jestem przede wszystkim MAMĄ (Nowacka, zaraz bo sejmowej deklaracji, że 'embrion nie jest podmiotem praw');
- nie porzucę sceny dla pieluch (Andrycz-Cyrankiewiczowa);
inne dziewuchy i ruchy, które krwią malują co 'czarny dzień tygodnia' manifest aborcja jest okay, jako deklarację 'europeizmu' (nie bycia w Europie) czy demokratyzmu (nie sprostania demokracji). Grupa 'technokratów' seksualnych, dla których życie seksualne człowieka jest tym samym co każda inna rozrywka, a nawet praca (tak, w europeistycznych Niderlandach, 15. lutego jest 'dzień płatnej miłości', jako święto 'pracowników branży erotycznej'). W tej technokracji czasem się zdarzają pary osobnicze nieco bardziej uwstecznione, chcące się zabawić, lub popracować heteroseksualnie i nie mogące się pogodzić, z tym, że jak po każdej impresie, albo przepracowaniu, mogą być skutki, więc powinna być choć tabletka, a czasem i 'płukanie', ale tu już nie żołądka.
W Polsce jednak nie epicentrum degeneracji, więc bezpieczniej zamiast o bezrefleksyjnym tarle, językiem z 'koncertów' Darskiego, opowiadać o niepojętych ludzkich tragediach. Powtórzę wam za Prezesem z całą mocą: Nie wycierajcie sobie mord zdradzieckich śmiercią!
Skąd więc liczne, co by nie powiedzieć grupy, sunące z parasolami przy pogodzie za tekturami o macicach i kaplicach, biskupie i dupie? A z nudów i idiotyzmu. Ich to nie dotyczy, ale ekscytuje. To ci sami co za Kijowskim nieśli broszurki z Konstytucją, nie umiejąc nawet wysłowić 'trybunał konstytucyjny', ci sami, którzy bronili Krajowej Rady Sądownictwa nie wiedząc z kogo jest złożona. Ci sami, którzy bronili Puszczy Białowieskiej, nie odróżniając od Białej Piskiej, geje za aborcją i panie za gejami, którzy nie cierpią Szyszki za dziki i norek za Kaczyńskiego, nie wiedząc jak kota w oknie wykręcić ogonem.
Nie odróżniają jednak, że shaw się skończyło, że tym razem nie bredzą, a żądają zbrodni. Tworzenie klimatu przyzwolenia dla zbrodni jest społecznie zbrodnią najcięższą. Przyzwolenie rodzi (za przeproszeniem) spowszednienie, a stąd zachętę. Jeżeli na paczkach papierosów czytam nieraz palenie w ciąży może zabić twoje nienarodzone dziecko, to dlaczego na placówkach wykonujących skrobanki, na paczkach tabletek 'dzień po' (awaryjnych!) nie czytam: aborcja zabije twoje nienarodzone dziecko. Przeciwnie, karalne miałoby być publiczne powiedzenie tego do 100 m. Nie byłoby 'tłumu' na ulicy, gdyby nie nośność medialna hasła aborcja i perwersja łączenia go z kontrastem 'unia-Kościół'. Gigantycznie skandaliczną manipulacją jest konstrukcja (odpowiednio fałszywie naświetlonego wszakże, bo w naturze prawdziwego) modelu:
- małżeństwo- współżycie- dziecko- narodziny, zatem średniowieczna kruchta z Kaczyńskim, kotem i wrakiem, albo:
- luz- seksik- płód- zabieg, zatem: wolna Europa z Biedroniem, nergalem i wysokimi obcasami.
Przerażające, ale temu ulegają także ludzie o 'domniemaniu powinności': artyści, manager'owie, prawnicy, studenci.
Ci, którzy tak wyczuleni są na niuanse, znamiona fałszu, cudzą wrazliwość, szacunek międzyludzki, tu jawnie bredzą jak świat daleki komunały prymitywniejsze od promocji dyskontu.
- o kobiecie, ciele, brzuchu- już było;
- o wyborze i zmuszaniu- już było;
- wpływie Kościoła na politykę- a cóż to jest Kościół, jak nie społeczność, kim są dzieci wzrastające jeszcze w organizmach Matek (w organizmach, bo my też już zbyt często ględzimy o 'łonach', 'podsercach' itp.), jeśli nie najmłodszym pokoleniem społeczeństwa, kim był 'tłum gniewny' zanim stanął na nogi, jeśli nie płodami? Czy myślą, że Kościół zajmuje się kolorem szat liturgicznych jedynie? Cóż ma zresztą aborcja do polityki, zmiany pór roku, czy kierunku wiatru? Zbrodnia to zbrodnia, gorzej gdy właśnie polityka miesza się do stanów faktycznych, jak Stalin do biegu rzek;
- o 'najostrzejszym prawie aborcyjnym w Europie'. To niech się tzw. Europa opamięta, nie my. Co ja poradzę, że np. w takim Luksemburgu jest 'czwórpodział' władzy, bo na 'szczytowanie' głów państw nie przyjeżdża Wielki Książe, tylko pan premier z 'pierwszą damą płci męskiej'- jaką księgą będą się tłumaczyć? białą, czy różową? Jeżeli czytam w serwisie tvn24, że Ofiary Breivika w Norwegii były niewinnymi dziećmi (co jest świętą prawdą), to kim innym są Ofiary 'aborcji selektywnej' w tej samej Norwegii? Co powiedzą rodzice norweskiemu, czy angielskiemu 16.-latkowi np., na wytłumaczenie, że 'ty to ty', bo panu doktorowi łatwiej było 'wziąć na łyżeczkę' braciszka?
Tego nie mówią i o tym nie krzyczą, jakby tego chciały media posługujące się publicznie językiem polskim, rzesze kobiet, obywatele Polski, to, na szczęście w nieszczęściu są wyjątki. Nie mieszkam na pustyni, z kruchty nieraz wychodzę, spotykam się z ludźmi w każdym wieku i każdego stanu i widzę rodziny szczęśliwe dziećmi, pełne przedszkola, matki i ojców oddanych z jeszcze większym zaangażowaniem miłości dzieciom chorym, dzieciom sąsiadów, od których są tylko nieco bardziej zasobni. U mnie na osiedlu młode dziewczyny przekazują nieznajomym często rodzinom za małe już ubranka, bo dzieci potencjalnych koleżanek są ciut młodsze. Tym silniej nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy ten sam portal, czy tygodnik wije się w zachwytach nad ratowaniem noworodków i dzieci z nieuleczalnymi nowotworami (i chwała Bogu)- szpaltę dalej jątrząc o prawie kobiety do 'wolności od niechcianej ciąży'. Gdzie i kiedy człowiek staje się człowiekiem? Gdy szyjka przejdzie przez szyjkę? Nauka, nie ambona, odpowiedziała już dawno, że gdy genom jest indywidualny. Ambona, jako katedra prawdy, komunikuje to jako sformułowaną umysłem ludzkim naukę objawioną.
Kluczem do prawa jest więc człowiek. Dopóki będzie istniało 'prawo aborcyjne', nie będzie tu prawa w ogóle. Dopóki obok normy 'kto zabija człowieka...', będzie funkcjonowała: 'kto przerywa ciążę...'. Dopóki będzie definicja legalna (a i tak skrajnie dorozumiana), a nie pojęcie aksjomatyczne człowieka, nie będzie tu prawa w ogóle (zwróćmy uwagę, że np. powietrza, wody i ognia prawo nie definiuje). Dopóki wreszcie prawo do życia będzie prawem uznanym, a nie zastanym, nie będzie tu prawa w ogóle. W jaki sposób moralnie chciałby uzasadnić Sąd na Widzewie szkodliwość niewiedzy Matki o nabyciu przez dziecko jeszcze nienarodzone długów spadkowych, skoro wciąż słyszy brednie o embrionie, zlepku komórek i przypadkowej zygocie? Dopóki zabójstwo dziecka w okresie rozwoju prenatalnego nie będzie kwalifikowanym typem zabójstwa, dopóki zabójstwo dziecka dla ratowania życia Matki nie będzie kontratypem zabójstwa, zabójstwo dziecka nieuleczalnie chorego przed jego urodzeniem nie będzie po prostu zabójstwem człowieka nieuleczalnie chorego, dopóki zabójstwo człowieka poczętego w związku ze zgwałceniem nie będzie niekonstytucyjną karą śmierci za zgwałcenie wykonaną na współofierze- dopóty nie będzie żadnej, ani ostrej, ani tępej regulacji karnej tej grupy zabójstw w ogóle.
Jeżeli, wprost po Invocatio Dei (i to stricte, a nie majaczeń o jakimś 'bogu' pośród źródeł uniwersalnych), Konstytucja RP nie zawrze normy kardynalnej, tj. nienaruszalnej pod rygorem utraty suwerenności, iż:
Życie ludzkie, tj. biologiczne funkcjonowanie każdej istoty gatunku homo sapiens indywidualnej genetycznie, nie jest mieniem, nie jest prawem, a stanem zastanym i podlega bezwzględnej ochronie Państwa od zaistnienia do autonomicznego ustania. Wszystkie prawa RP podlegają priorytetowi tej normy.
człowiek i społeczność ludzka nie będzie stanowił centrum państwa i prawa, a więc nie będzie suwerena.
Bowiem Rzeczpospolita jest suwerenna i stanowi swe prawa właśnie na Chwałę Bożą i ludzi pożytek, to jest właśnie stricte demokracja.
Ku rozwadze, Łódź Bałuty, 23. marca 2018 r.

piątek, 16 marca 2018

Europa zgwałcona przez byka

Witam,
Helleńscy mitomani, znani z niespecjalnego przepracowania, zaś głębokiej, na miarę amfory wina, religijności wytwórczej ubzdurali sobie łaskawie, że najpiękniejszą królewną świata-kreteńską (czytamy uważnie) Europę uwiódł był Dzeus. Sam fakt, że uważany miał być za 'boga', a i to najwyższego, mógłby okazać się jednak mało przekonujący, więc przybrał się za nieskazitelnie białego byka- taki to dopiero miał szansę u dziewczęcia niewinnie zabawiającego się na łące. W ogóle wątki dewianckie tego starego 'zboka' (mówiąc slangiem z cyklu 'siema') czyniły kult jego, zwłaszcza dla bywalców geju (pardon: gaju) Akademosa, znacznie bardziej porywające były niźli mistagogicznie czy apologetyczne zanudzanie. Cóż to za bóg, który dawałby przykazania i prowadził przez odpowiedzialność do wolności? 'Bóg' na miarę niedościgłych marzeń robi wszystko, o czym twórcy europejskich standardów śnić mogli pod gwiazdozbiorami, w których bóstwa układały się w panteon 'deopauzy'. Jak nie zgwałci dziewcząt pokwitających, w charakterze łabędzia, osła, a nawet złotego deszczu (to już dla koneserów), cóż Europa zachowana była dla byka, a nie osłów jakichś pospolitych, to chłopczyka porwie jako orzeł, ale w zamian tatusiowie odpłaci, nomen omen, koniem- do dziś współcześni piewcy 'kultury gejowskiej' jęczą, że nie dorośli ciut nad kolanko Ganimedesowi. Nawet jak pewna niewiasta ciemnogrodzka na widok jego poroniła, to dziecko poczęte zawinął w udo i 'urodził', nawet temu idolowi współczesnego mitu, że X jest OK wtedy i tylko wtedy gdy X jest nie-X, aborcja przez wszechwiedzę by nie przeszła, no ale to było u 'zaorania' dziejów. Zaręczam Czcigodnym, że chwalebne bujdy W. Markowskiej i J. Parandowskiego to Płomyczek w porównaniu do rzetelnego przeglądu mitomanii helleńskiej.
I gdyby to jeszcze 'dawno temu było i nieprawda' to jeszcze... , ale gdzieżby. Dziś współczesny mit europejski wraca właśnie tam. Europa to nie 'mroki' średniowiecza, nie chrześcijaństwo w konkrecie, sprawiedliwość i praworządność, suwerenność i praca, a właśnie te same mrzonki spod 'gwiadozbirów'. Zdałoby się lat tyle,  a nic się w naturze ludzkiej nie zmieniło, w naturze nie, ale w kulturze istotnie. Otóż podówczas nikt się tego typu molestowaniem dziewcząt na łące, uwodzeniem korupcyjnym Ganimedesów (rzekłbym 'kurestwo' za konia), a już tym bardziej wszelkim obłapianiem wszystkiego co się ru...sza, nie gorszył, a szczycił i tęsknił. Dziś progresja Europy przeszła w perwersję. Zwykły homoseksualizm to już nawet przeżytek, XXI wiek to już bi-, trans-, a-, q- (od czego skrótem by nie było). Wszelka 'zalotność' heteroseksualna to upiorne molestowanie, seks ma być wolny (choć zarazem szybki), otwarty i najlepiej multirasowy, ale warunkiem takiegoż 'bycia na fali' jest wolność od powiązania naturalnego-prokreacji i skrajny spontan, nie całujemy w rękę, tylko z razu gdzie indziej, nie mówimy komplementów, tylko zdawkowe 'było mi dobrze', rzucając świstek z adresem mailowym (za chwilę non available). 
Fałsz tego wszystkiego jest na miarę tak wzdragającą, że fałsz melodyki dawno stał się niezauważalny. Co ciekawe sami europejczycy zaczęli się w nim gubić. Na tym samym portalu, w tej samej odsłonie mogę przeczytać (czy też bardziej ujrzeć) biadolenie podstarzałych gwiazd na #metoo o zbrodni molestowania w domu i zagrodzie, a milimetr obok "zobacz galerię": jak 'jakaś' wypadła cudownie bez stanika na bankiecie, która gwiazda opalała się topless, kto co miał bardziej rozcięte. Jest to mentalność szynki w pewexie, ale znak czasu też. 'Geje' nie mając z urzędu co począć, tracą też wątek co ze sobą począć. Trudnią się głównie urozmaiceniem swej dewiacji masochizmem, że jest im w tym upiornie zaściankowym światku tak źle, że aż 'cudownie być gejem' i doprawdy trudno ich zadowolić. Europa 'niedogwałcona' z braku stosownych byków, traci wątek, wciąż chciałaby znaleźć kolejne pola nienawiści i błąka się po pustkowiu nadmiaru tolerancji, która nagle przestawszy być przedmiotem walki stała się nudna. Pewien czas temu jeszcze taki sobie czczy pederasta, mógł zdobyć podziw 'wypalając', że jest gejem (coś z cyklu "migrenę to może mieć Królowa Brytyjska, a ciebie łeb..."), a dziś na ten coming out, slyszy raczej: "dobrze, ale co masz mi do powiedzenia..." i tu niestety okazuje się, że niewiele więcej. Podobnie molestowanie stało się do tego stopnia nudne, że na castingu wypada mieć jednak jeszcze kilka innych ...'asów  w rękawie'. 
Zdaje się, że po prostu znów nowoczesność zionie nudą, kiedy obali się już wszystkie mury, można po prostu przekroczyć owe nie zauważywszy, a to nie daje aż takich znów dreszczyków, czy też wibracji. No może jeszcze cień nadziei był w Polsce, ale znów tym razem TVN wszystko zepsuł, bo mało kto włączy tylko w najcichszej nadziei, że 'może zobaczę jak pedał wygląda?' bo nic znów takiego.
Z pewnym politowaniem spojrzałem na portal 'dla LGBT', gdzie okazało się, że największą tajemnicą może być na którym to miejscu w rankingu 'przyjazności dla gejów' jest Warszawa, mnie by raczej interesowało, na którym w rankingu przyjazności dla tramwejów, ale to kategorie z innej epoki. Wynik był oczywiście 'katastrofalny', tylko dlaczego, nie za bardzo pojmuję, czy w Warszawie, a nawet na prostackich Bałutach, ci dla których 'panie przodem, a panowie tyłem' mieliby mieć większe problemy z robieniem tego co wszyscy dorosławi choć ludzie robią ze sobą, za wzajemnym pozwoleniem, tam gdzie 'nie koliduje to z ruchem ulicznym, dotkliwsze niż np. w Oslo. Może jest mniej 'kafejek dla gejów', były swego czasu nie tylko kafejki, ale nawet całe kwartały, osobne ławki uczelniane, dla np. Żydów i nie odnoszę wrażenia by zachowali to we wdzięcznej pamięci. Na miarę skandalu awansowane jest to, że sędzia w Irlandii, która nie ekstradowała polskiego mafiosy narkotykowego do RP, z racji swych rojeń o drakońskiej niesprawiedliwości, potępiana jest za swą lesbijskość. Problem w tym, że o jej dewiacji dowiedziałem się dopiero z lamentu 'tylko dla LGBT', a o tym istotnym naruszeniu praworządności czytałem sporo, z nieco bardziej merytorycznych względów. Osobne odsłony zużyto na przekonywanie par (chyba nie tylko, para to anachronizm, jak silnik parowy) zmiennopłciowych do spędzania walentynek, jak normalni(!) heteroseksualiści, a spędzajcie sobie, byle nie dzieci przed ujrzeniem światła dziennego, problem w tym, że cierpicie dlatego, że nikt wam tego nie broni.
Mme Macron oburzyła się pono, że w Diyon licealiści nie dorośli do miary europejczyków, przydrwili sobie nieco z jej 'macierzyńskich' uczuć do pewnego przedmaturzysty i to przed laty, zamiast zachować minutę ciszy, no cóż tu coming out wystawił się na out. Było zostać księdzem, to przynajmniej doczekałaby współczesnej Norymbergi, a nie głupich żarcików, a jeszcze głupszy dyrektor palnął coś w przeprosinach, że to takie 'na miarę wieku...", czyjego, monsieur?
Czytam w solennym artykule biograficznym w Wikipedii o pewnym aktorze, w zakładce 'życie prywatne': homoseksualista, jeden  z pierwszych, który się do tego przyznał. I tyle, równie dobrze mogli napisać: 'ma alergię na sierść kota', i co z tego? Ciekaw jestem bardziej kiedy pojawi się nota: 'heteroseksualista, jeden z ostatnich, który się do tego przyznał'.
Wszystko to oczywiście byłoby po prostu głupawe, gdyby 'sobie było', tragedią współczesności nie jest samo w sobie. Katastrofalne jest jako miernik 'europejskości'. Duch kontynentu, jego cywilizacji, która miała być jakimś wyznacznikiem, jest kategoryzowany rankingiem 'przyjazności dla LGBT' bardziej niż np. powszechnością świadomości matematycznej społeczeństwa, nie ograniczonej do operacji procentowej na trunku i rachunku.
Europejczycy cenili lapidaria ('skamieliny', gdyby kto pytał); Veni, vidi, vici miał rzec Cezar; ora et labora! pisał Św. Benedykt z Nurce; cogito, ergo sum, podsumował Descartes- i tu łacina się skończyła; przewrót anarchistyczny, nazwany dla skomplikowania wielką rewolucją: to już "wolność, równość, braterstwo" ('wszystko znaczy nic'); K. Marx (nie żaden komunista, tylko niemiecki Żyd, więc poniekąd realista) przesłał: "byt kształtuje świadomość". Dziś Europa z roz-, koszą, czy paczą? zdaje się tę ostatnią sentencje nieco modyfikować.
Te nieco pesymistyczne 'klimaty kontynentalne' zechcę kontynuować.
Pozdrawiam, Łódź Bałuty, 16. marca 2018 r.

poniedziałek, 12 marca 2018

By powiedzieć, a nie skłamać

Witam,
Nim do meritum, pozwolę sobie wskazać pewien interesujący sygnał. W poprzedniej nocie wskazałem, że: "W liczącej się publicystyce nie spotkałem choć jednego spójnego, bezemocjonalnego wyłożenia jednego [tego] przepisu ustawy materialno-karnej", na ów dzień był to fakt. Tym nie mniej dziś w  onetowskiej składance cytatów z artykułu Matthew Tyrmanda w Jerusalem Post trafiłem na ustęp:  "w jego opinii przepisy są sformułowane jasno i wyraźnie wynika z nich, że penalizacja dotyczyć ma jedynie stwierdzeń o >współudziale państwa polskiego, a nie współudziału poszczególnych Polaków, z których niektórzy w czasie wojny (i przed i po, jak każde społeczeństwo) dokonali okrutnych rzeczy i są godni historyczne potępienia<". Jak wspomniałem jest to tendencyjna i mało gramatyczna składanka cytatów z artykułu, z którego linią generalnie się nie zgadzam oraz wiadomych komentarzy portalu, ale pierwszy raz trafiłem w mediach na spojrzenie w istotę syntezy przepisu- lepiej późno niż wcale, ale do spraw dzisiejszych.
"By powiedzieć, a nie skłamać", mawiał lud prosty w swej sancta simplicitas. Dziś lud zeuropeizowany, na demokratycznie każdym szczeblu, zastanawia się intuicyjnie jakby tu 'powiedzieć, a nie powiedzieć prawdy'. Świadczą o tym utrwalone związki frazeologiczne, na które o zgrozo nie zwraca się już uwagi. Np. 'a prawdę mówiąc', w domyśle: 'dotąd mówiłem nieprawdę'; 'w prawdzie tak, ale...', czyli: 'naprawdę jest tak, ale powiem inaczej', 'szczerze mówiąc', zatem dotąd nieszczerze; podkreślenie 'przyznam szczerze', jakby można było coś przyznać nieszczerze i szereg zbliżonych. Prawda stała się formą godnego podkreślenia wyjątku w ogólnym ślinotoku na język.  Ogromną karierę robi też, całkowicie już 'zdesemantyzowany', przymiotnik "kontrowersyjny", ze wszystkimi odmianami. Jest pozornie prościutkim wytrychem, dla przedstawienia, że w jakiejś (tzn. ogromnej większości) spraw nie ma prawdy, ani fałszu, nie ma dobra ani zła, jest tylko uprawniona z urzędu, kontrowersja. Może i nawet, gdyby miałoby być dowodem bezsilności oceny, ale przeciwnie: 'kontrowersyjny' to dziś absolutna superlatywa. Po co wypowiadać sąd prawdziwy, po co przyznać się do kłamstwa? Mój sąd jest kontrowersyjny i to jakoby brzmi dumnie, twórczo, inspirująco; jak dla kogo, dla mnie nie.
Drugim, tylko pozornie niepowiązanym spostrzeżeniem jest widoczna trudność niemieszania języka potocznego z precyzyjnym, widoczna nawet w państwowej ustawie karnej, która sama ma być rządzona jednym z 'praw kardynalnych': nullum crimen sine lege coerta. Otóż typy przestępstw, także celowo znamionowane są językiem mieszanym. Sztandarowym przykładem jest oczywiście typ z art. 148 kk: "kto zabija człowieka". I 'zabicie' i 'człowiek' są teoretycznie tak oczywiste, że nie ma się o czym rozpisywać. Tak, ale już w art. 152 nn typizacja brzmi [w skrócie]: "kto przerywa ciążę", także w kwalifikacji, gdy jednostką strony przedmiotowej jest 'dziecko poczęte'. Tu już 'zabicie', 'człowiek', a zwłaszcza 'dziecko poczęte' (wśród zdawałoby się ogółu 'niepoczętych') oczywiste nie są na tyle, że ustawa podjęła się omijania prawdy. Stopniowanie obejścia prawdy przewiduje też art. 197, gdy zależnie od paragrafu typizuje: "obcowanie płciowe" (jakby tego nie pojmować), "zgwałcenie" (niemal jak z Detektywa), wreszcie "inną czynność seksualną" (choćby wiązanie krawata?). Wreszcie art. 278 mówi o "zaborze w celu przywłaszczenia cudzej rzeczy ruchomej", a kwalifikacja z art. 279 wprost: "kto kradnie z włamaniem" itp. Znacznie prostsze są jednak normy cywilne, czasem fiskalne, gdzie na ogół 'slang' opisowy jest objaśniany nazwami doktrynalnymi w nawiasach.
Zdało by się, że tą mieszanką leksykalną dotknięta jest też, do dziś i na wieki wieków, podstawowa ustawa karna czyli Dekalog. W 'art.' V-VII, dyspozycje są krótkie: "nie zabijaj", "nie cudzołóż", "nie kradnij", ale już 'art.' VIII stanowi: "nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu", nie zaś po prostu "nie kłam". Czy nawet Stwórca, chciałby 'tak powiedzieć, by prawdy nie powiedzieć'? Otóż nie. 'Nie kłam' dawałoby szerokie pole dla, zwłaszcza dzisiejszych, mistrzów 'szczerej nieprawdy'. Kłamstwo to po prostu twierdzenie przeciw faktom, mówienie 'fałszywego świadectwa' jest przeciw bliźniemu'. Nie trzeba materialnie skłamać by tak złożyć prawdy aby były fałszem skierowanym przeciw odbiorcy.
Nie mam czasu na metodyczną analizę doniesień medialnych dla samej analizy, ale na ogół sam wgląd w codzienną artykulację wystarczy by ten notatnik Przeciw komplikacjom mógł być pisany całą dobę. Np. dziś prosta konfrontacja dwu opinii z tego samego onetu. Proszę nie sądzić, z moich częstych odniesień, że 'lubię' czytać media z tej grupy, ale gdybym czytał to co lubię, to wystarczy, poza tekstami, które przewyższają 'ludzkie siły', że sam bym to sobie napisał. Czytam to z czym wiem, że się nie zgodzę, wtedy kora ma jeszcze szanse na późniejsze nieco murszenie. Otóż medium okazuje wdzięczność A. Darskiemu (to jednakże nazwisko, a nie pseudonim 'artystyczny'-z przeproszeniem, od darcia Biblii i aparatu 'mowy') za to, że 'przeprosił' za zabawianie się na facebook (p. Zuckerberga) 'kolekcjonarskim artefaktem' uznanego artysty w postaci gumowej imitacji fiuta z przypomocowaną Figurą ukrzyżowanego Chrystusa Pana-ewidentnie zdemontowaną z autentycznego krucyfiksu. 'Przeprosiny' tego kryminalisty (żeby mi nie było-nikogo nie obrażam, kryminalista to ten, którego czyn wypełnia znamiona z ustawy karnej, a czym wypełnienie to zaskutkuje, jeśli w ogóle, w procesie ściąga stopniowalnie inne 'tytuły') zawierają samą prawdę, nie skłamał ani razu, składając jednocześnie najgłębiej fałszywe świadectwo przeciw bliźnim swoim (tak jest świat skonstruowany, że niestety takowych ma-we mnie, Pani, Panu, Tobie dziecko drogie, także). Zamiast powiedzieć, oby szczerze: "wiem, żałuję, przepraszam, nigdy więcej, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem oddam poczwórnie (za Zacheuszem)", mówi setki zdań niby zgodnych z prawdą (w sensie kalki), ale tworzących skrajny fałsz (w sensie kalejdoskopu). Opowiada dyrdymały-żeby, są to bardzo przemyślne manipulacje, o przeproszeniu 'konserwatywnych' odbiorców starszego pokolenia, o woli 'rozśmieszenia kobiet', o znanej kontrowersyjności swoich poglądów itp. Gadaj sobie, chciałoby się powiedzieć, ale taką pozę bierze w obronę administracja facebook'a, tłumacząc ludowi ciemnemu, że aplikacje nergalskie po prostu można usunąć. Proponuję p. Zuckerbergowi by tak wytłumaczył 'swobodę twórczą' kolejnego artysty, który na takimż 'artefakcie' (choćby obrzezanym) umieści menorę, a może w miejsce rozśmieszania Znakiem męczeństwa Chrystusa, rozśmieszyć collage'm fotografii krematorium z fiutem gumowym zamiast komina? Wtedy kontrowersje będą, ale co do mienia likwidacyjnego facebook'a. Niestety także w tę opętańczą bujdę dał się włączyć Sąd Najwyższy w 2015 r., co dziś właśnie jest hasłowo przywoływane, uzasadniając oddalenie kasacji w sprawie podarcia Biblii i zelżenia Jej na koncercie, tezą, że nie można znieważyć publicznie przedmiotu czci... , jeśli czyni się to 'wśród swoich'. Dobrze, dobrze, ale czy Darski zamierzał podjąć taki wysiłek na libacji wśród koleżków w czterech ścianach, czy właśnie z okazji szerokiego upublicznienia. Czy nikt nie wziął pod uwagę, że w dobie przekazu medialnego 'life' wszystkich wydarzeń, jakie by one nie były nie ma aktywności estradowej wśród swoich. Nikt, a szczególnie tak perwersyjny, nie znieważa by znieważyć, ale po to by szokować, a i to mało, po to by przekroczyć kolejną barierę i dowieść światu komu co bezkarnie wolno, po to by o tym pisano, mówiono jako performance, a nie po to by kilku dewiantów przeżyło chwilę szczytowania. Czy Frlijić bezcześcił Znaki chrześcijaństwa Klątwie po to by wymienić egzaltatory z sobie podobnymi, nie: po to żeby Teatr im. Z. Huebnera i tegoż objazdówki miały co wrzucić do (nomen omen) kotła "teatr, który się wtrąca"- jeśli się wtrąca, to nie do swoich, chyba, że ktoś nie pojmuje elementarnej logiki w gramatyce. Gdzie były i są teraz media, których wiodącym tematem jest przemoc w rodzinie, molestowanie zakonnic, #metoo, wszak to wszystko dziać ma się wśród najściślej 'swoich'. Czyż emocjonująca dziennikarzy, 'autorytety', ulicę i zagranicę sprawa neonazistowskich wygłupów nocą w lesie w urojone urodziny Hitlera, nie odbywała się już wśród najściślej 'samych swoich' (z przeproszeniem Pana S. Chęcińskiego)? W tych dniach jednak sprawa z Biblią była by jeszcze bardziej kontrowersyjna. Wszakże w aktualnym wydaniu BT, Stary Testament, a więc pisma już ściśle mozaistyczne to 1101 na 1417 ogółem stron (78 %), pomijając, że wszystkie napisali Żydzi (niektóre 'niestety' nawróceni); nie wiem czy oferta 'żarcia gówna' w ponad trzech czwartych palonego z większością Ofiar zbrodni nazistowskich byłaby tak kontrowersyjna. To jednakże już niekończąca się historia, wspomnianych przeze mnie niedawno 'ozdobnikowych' przepisów karnych o ochronie wartości nierzeczowych przynależnych wszystkim kategoriom, a egzekwowanych wobec nader ściśle wybranych.
Równoległy problem oceny prawdy w tym samym portalu, tegoż dnia, to (co prawda za Newsweekiem, ale tam to już niemal wręcz we wspólnej toalecie, jak u Kiepskich) rozpacz A. Szulc z powodu 'skandalicznego' zachowania Pani Kurator Małopolskiej i Jej Męża (w sumie skandalem jest już chyba związek z mężem). Otóż Pani Kurator i Małżonek ośmielili się całkowicie nieewentualnie powiedzieć parę słów na tematy z gruntu dotyczące obszaru Ich kompetencji, czyli oświaty. Za co 'uczeni w piśmie i klawiaturze' zażądali Ich natychmiastowego odwołania, bez może bliższej analizy, wystarczy, że rzucając hasło 'antysemityzm' i 'ksenofobia'. Nb w sumie dziś dla 'mainstream'u' mamy tak: na lewo-antysemici i homofoby, na prawo-demokraci i europeiści. Lew w takim rozdaniu zwierząt mądrych i pięknych dziwił się świni dzikiej pekari, która stanąwszy pośrodku rzekła: "przecież się nie rozerwę'. W czym jednak rzecz Państwo pedagodzy ośmielili się, o zgrozo, określić homoseksualnego dyrektora jednej ze szkół, który wiedziony, naturalnym zapewne, pięknem czystej nawet od dzieci 'miłości gejskiej', taktownie podziękować absolutnie nienaturalnej żonie i wymuszonym z pewnością dzieciom dla efeba ze snów, mianem pederasty, który porzuciwszy rodzinę dla kochasia, niespecjalnie powinien kierować placówką edukacyjną. Zbrodnia to niesłychana, ale ja doprawdy na tym bałuckim zaścianku wciąż uważam, że męski homoseksualista to po prostu pederasta (mówiąc najchłodniej), że takiegoż komensalista to zwykły kochaś, zmienny jak rękawiczki (by nie wspomnieć o innych osłonach części ciała), a osoby same mieniące się 'nie heteronormatywne, zatem (nie-normatywne), co by nie czyniły 'wśród swoich', niech jednak oddalą się od funkcji zaufania publicznego, podobnie można by sugerować, że kleptomani są idealnymi kandydatami na kasjerów.
Ja, całkowity anachronista, nadal pamiętam skład sądowy orzekający w sprawie +Gen. Fieldorfa i przedstawicieli tamt. kontradyktorium, i fakt, że byli Żydami. Informacja taka nie jest antysemicka, podobnie jak nie jest rasistowska informacja, że Dalajlama jest Tybetańczykiem, a Św. Matka Teresa była Albanką. Najciekawsze jest to, że szczytem skandalu jest dziś w mediach nazwanie Żyda Żydem, a pederasty pederastą, bo gdybym ja kogoś pozwał o nazwanie mnie Żydem i pederastą, to powództwo byłoby najpewniej oddalone, bo to wszak komplementy (i to niezasłużone).
Dotąd, jako niedouk, uważałem, podobnie jak Pani Kurator, że skoro IPN w pełnej nazwie nazywa się Komisją badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu, to zaiste jego funkcja edukacyjna w tym zakresie jest nieoceniona. Dla Newsweeka jednak nie, po KL Auschwitz powinni oprowadzać przewodnicy, którzy ze znienawidzonym IPN nie mają nic wspólnego, może ze stuttgardzkich domów starców wypożyczyć póki czas jakiegoś zbrodniarza, albo Żyda, którzy jak wiemy z postępowań o nieruchomości warszawskie, żyją bez problemu ca 130 lat?
Jeden dzień, jeden portal, dwa spojrzenia na prawdę, nie kontrowersyjne, a schizoidalne. Życzę opisanym tego co im potrzebne: Darskiemu i jego sympatykom oprzytomnienia, bo 'nie przeminie to pokolenia, jak się to wszystko stanie', Państwu Pedagogom z Krakowa niezłomności, bo 'kto wytrwa końca, Ten będzie zbawiony', a mediom mówienia wreszcie tak, by powiedzieć, a nie skłamać.
Pozdrawiam, Łódź Bałuty, 12. marca 2018 r.

środa, 7 marca 2018

De bello Iudaico (za Flawiuszem)

Witam,
Nie da się jak widać raz, wprost odpowiedzieć na bezmiar bezsensu lansowanego wokół jednego dość czytelnego wydarzenia. 
Lex specialis  do art. 133 Kodeksu karnego w przepisach art. 55a i 55b ustawy o IPN... weszła w życie tydzień temu, jak każdego tygodnia w życie wchodzi i zeń schodzi dziesiątki innych przepisów i ambasady i mentorzy moralności publicznej śpią na tyle przynajmniej spokojnie, że dają spać innym. Jednocześnie, art. 2a tejże, weszła w życie definicja legalna 'zbrodni ukraińskich nacjonalistów i kolaborantów' (jestem co do zasady przeciwnikiem definicji legalnych, ale o tym gdzie indziej-np. 'legalnie' można być dzieckiem na ileś sposobów, a realnie, przy czym 'nielegalnie', na ileś innych). Ten drugi przepis też poruszył niektóre 'środowiska', ale jakby nieco mniej spektakularnie.
Na wyjaśnianie istoty 'dziejowej nowelizacji' już ani wersu. Kto nie pojął tego zagadnienia- na poziomie lektury dla szkoły powszechnej, rachunku kwantyfikatorów dla liceum i konstrukcji normy dla pierwszego roku kierunków okołoprawnych, nie pojmie, z niepojmowalnością ustaw podatkowych też świat żyje, nieraz nawet z poczuciem satysfakcji.
Trzeba jednak w trzecim, ostatnim, akcie pisaniny w tej konkretnej sprawie zwrócić uwagę na aspekt manipulacji okołoustawowej. Niebezzasadnie przywołałem dwie innowacje tej nowelizacji. 
Pierwsza to ustanowienie lex specialis, normy uściślającej pewną lex generalis. Otóż  we wszystkich dwudziestowiecznych polskich kodyfikacjach karnych istnieje norma chroniąca dobre Imię Narodu i Państwa Polskiego in genere, współcześnie jest to wspomniany art. 133 KK; w Kodeksie tym, z roku 1997 istotnie awansowana, z norm 'okołoporządkowych' do 'norm stanu'. Relacja generalis-specialis, jest tu względnie standardowa. Specjalna 'deroguje' generalną in casu, ale obie normy mają ten sam stopień zagrożenia karnego (krótko: do lat 3. pw). Można tu więc mówić o konstrukcji normy 'rozwiewającej wątpliwości'. Sprowadziwszy do konkretu: rozwiano wątpliwość, czy publiczne przypisywanie Narodowi lub Państwu odpowiedzialności za znaną kategorię zbrodni jest tychże Podmiotów znieważeniem, czy też może irrelewantną prawnie eksploracją 'wolności słowa'. Otóż jest penalizowanym znieważeniem i tyle. A to, że przepis normy generalnej jest w praktyce, jak niemal wszystkie publicznoskargowe gdzie przedmiot ochrony ma charakter ideowy, 'ozdobnikiem' Kodeksu, tyleż patetycznym, co nietykalnym, to już odrębny obszar.
Wejrzawszy w pozamodalną część znamion przedmiotowych mowa tu o szerokim katalogu zbrodni, dotyczących, w skrócie, styku: totalitaryzm-wojna-ludność. Zbrodni stypizowanych w polskich ustawach karnych, zwłaszcza nazistowskich III. Rzeszy, w tym implementowanym art. 6 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego załączonej do Porozumienia (...) podpisanego w Londynie dnia 8 sierpnia 1945 r. Mowa tu więc z pewnością także i to w ogromnej mierze o holokauście europejskiej ludności żydowskiej, ale z pewnością nie tylko tej grupie Ofiar i nie tylko przez tych zbrodniarzy. Trzeba podkreślić, że żaden z przywołanych, w postponowanym publicznie przepisie, aktów prawnych nie zawiera słowa 'Żyd', 'Semita', 'Izrael', 'Mojżesz', ani Imion tych jakichkolwiek transpozycji językowych, czy znaczeniowych.
Apriorycznie uruchomił się jednak, i to także po stronie legislatora, mechanizm 'uderzenia w stół'. Legislator tłumaczył, że wreszcie jednoznacznie karalne, a nie tylko publicystycznie naganne będzie posługiwanie się związkiem frazeologicznym 'polski obóz śmierci', nie wspominając np., że równie karalne będzie upublicznianie tez np., że 'Polacy zaprosili aparat terroru stalinowskiego na Zachód'. Z potencjalnych sprawców natychmiast odezwali się w skali światowej, z najcięższym oburzeniem, różnowarstwowi reprezentanci lobby żydowskiego, ukazując przy tym w sposób niezwykle demonstratywny rozległość swego zaplecza.  Nie spotkałem się np. z oburzeniem Niemców, którzy obawiają się o karalność wspomnień o zjawisku 'szabru' w l. 1944-50 na tzw. ziemiach odzyskanych- które wszakże indywidualnie miały miejsce, ale oszczerstwem byłoby przypisywanie odpowiedzialności za nie Narodowi czy Państwu. Jak często podkreślam, kryminalizacja zjawisk oburza tych, którzy mają interes w takich swobodzie, choć wiedzą, że brak na nie moralnej legitymacji. Tak jest od dziesięcioleci z przemysłem pornograficznym, narkotykowym, obrotem pozaakcyzowym, bronią itp.
Lobby żydowskie w skali świata, co przyznają nawet jego najczulsi admiratorzy, nie ma dziś żadnego, nie budzącego reakcji, wspólnego mianownika, oprócz zbrodni holokaust w Europie lat 30. i 40. 
Jest takim mianownikiem oczywiście ekskluzywa kapitałowa, która fundamentuje (wraz z arabską ropą) współczesną gospodarkę świata, a w niej milimetrową równowagę zbrojną. Jest takim mianownikiem hermetyczny zasób światowego potencjału myśli i kreacji- badania naukowe najwyższej innowacji, medycyna nakreślająca potencję bytową ludzkości, standaryzacja koncepcji prawa i polityki, standaryzacja roszczenia kulturowo-edukacyjnego, w którym coraz intensywniej seksualizm staje się kategorią samą w sobie. Nie wymieniam tu wojny i rolnictwa-choć też świat na nich stoi, owszem, ale bez bazy wcześniejszej by nie stał. 
Dobrze, zatem dlaczego osoba np. z giełdy w Sydney mająca gdzieś w swym jestestwie poczucie jedności bycia Żydem, z taką samą osobą w np. w paryskiej kawiarni, czy na politechnice w USA, nie powie wprost "jesteśmy Żydami i nam się należy, bo tworzymy bazę tego świata", a szuka odniesienia do kilkunastoletniej zbrodni, dziejącej się w największej mierze przez kilka lat w prowincjonalnych kombinatach na ziemiach nieistniejącej wówczas Polski, o których położeniu na mapie świata nie wie, a nazw na ogół nie potrafi wymówić? Dlatego, że sformułowanie tego podstawowego wspólnego mianownika da się skrócić do hasła 'Żydzi rządzą (tym) światem'. Jest to prawda, podobnie jak prawdą jest, że z upływem 60 sekund upływa minuta i nie jest to wina sekund. 
Dlaczego Żydzi izolują się od konstatacji swej światowej hegemonii, gdy np. elita arabska szczyci się swą potęgą paliwową, a mocarstwa nuklearne 'przyciskiem atomowym'? Być może pobrzmiewa tu coś z podświadomego: 'wy rządzicie światem, a wami kobiety'... Odpowiedzieć wiążąco niepodobna, tym bardziej dlaczego w XX wiecznym holokaust wskazują jedyny element swego globalnego DNA, a pozornie jeszcze trudniej:  dlaczego  w obszarze medialno-intelektualnym chcą rozszerzyć krąg sprawców swej ponaddziejowej krzywdy, immanentnie uwalniając od tej ciężaru III Rzeszę Niemiecką kierowaną głównie przez NSDAP. 
Tu i teraz, pewnie najtrudniej: dlaczego uwolnienie to ma obciążać głównie Polaków, wbrew, już bez szczegółów, danym najoczywistszym: Polacy byli drugim z trzech Narodów przewidzianych do eksterminacji gatunkowej-trzecim byli nieliczni Cyganie, Polacy byli skazani nader ideologicznie, po prostu pozostawiali 'lebensraum', gdy Żydzi 'lebensgeld' (za poprzednią notą: 'było za co Ich zabijać'), co do Polaków eksterminację zaczęto od elity, co do Żydów od mas; w Polsce nie było żadnych organizacyjnych namiastek autonomicznej administracji, ani policji (osławiona 'granatowa' policja miała znacznie słabsze kompetencje niż, gettowa bo gettowa, ale policja żydowska; judenrathy były owszem, w gettach, ale 'polen-rathów' nie było w ogóle); III Rzesza przez cały czas trwania wojny utrzymywała relacje polityczne, ekonomiczne i wojskowe z szeregiem państw mniej lub bardziej wobec siebie niezależnych; kombinaty ludobójstwa na Żydach (i nie tylko), były owszem, w dużej mierze na ziemiach polskich (choć o ogromnych na ziemiach rdzennie niemieckich, nikt teraz nie wspomina), przy czym całe transporty wprost do KL przybywały z Francji, czy Beneluxu całą logistyką tamtejszej, bardzo frankofońskiej administracji. Ludność rusko- i ukraińskojęzyczna urządziła pogromy dla miejscowych Żydów w każdym powiecie, ale jednocześnie administracja bolszewicka chętnie związała się z żydowskim zapleczem intelektualnym. Wreszcie w powojennym sowieckim obszarze satelitarnym to w PRL sytuacja środowiska genetycznie żydowskiego była najkorzystniejsza. Żydzi nie musieli się od początku maskować, i nie chodzi o sam aparat bezpieczeństwa, poza tym, że bez szczególnego żalu 'zdjęli jarmułki', brali udział (często z obopólną korzyścią) w restytucji życia naukowego, kulturalnego (w tym tworzeniu legend patriotycznej filmografii), odbudowie elitarnych kręgów zawodowych, wzięli nader destrukcyjny udział w ateizacji (nie stricte antyklerykalizmie), w 'nowej' szkole kodyfikacji, w konserwacji 'trzeciej' własności- przy pompatycznej własności społecznej środków produkcji, przy tolerowanym rzemiośle i rolnictwie prywatnym, to Żydzi przechowali filar własności walorów, waluty i nieruchomości, oparty często na odżyłej nawet w mikroskali lichwie, ostatecznie przechowali tranzyt komunikacji międzyelitarnej ze światem zachodnim, co po tzw. przemianach 1989 r. dało efekt boom'u jednostronnych mediów masowych. O tym zespole zjawisk w np. Czechosłowacji, Węgrzech, Jugosławii, NRD nie sposób mówić. Tak dziś, obustronnie nb, eksploatowane 'czystki marcowe' nie były  niczym szczególnie innym niż kłótnia w burżuazyjnej rodzinie, gdzie najdotkliwiej pogryzło się pacholstwo, a prawdziwa czystka dokonała się w aktach urodzenia.
Odpowiedź, moim zdaniem, tkwi w obszarze poszukiwania hasła zastępczego dla jednoznacznie czytelnej deklaracji tego o czym wie cały świat, z Żydami na czele, tyle że oni nie tylko usilnie zaprzeczają oczywistości, co tejże całkowicie bezemocjonalne nawet stwierdzenie uważają za zbrodnię, deklaracji: tak, jesteśmy Żydami, obecnymi w najróżniejszych kulturach, tradycjach, obyczajowości, odczuwamy mimo braku wspólnego terytorium, własnych sił zbrojnych, istotnej wspólnoty religijnej i językowej, silne poczucie więzi zbiorowej, lojalności wzajemnej, obowiązku utrzymania depozytu materialnego i intelektualnego. Wybranie nas przez Stwórcę świata w misji Abrahama, przez wszystkie wieki, naznaczone katastrofami doraźnymi, w tym trwającym po dziś wygnaniem i europejską zagładą w XX w. umocniło nas w zachowaniu ponadczasowego waloru-Prawa i obowiązku dbania Żyda o Żyda (nb dewiza Światowego Kongresu Żydów), choćby nigdy w dziejach i przestrzeni się nie spotkali lub spotkać nie mogli. Nic poza nadejściem Mesjasza, którego każdy z Nas upatruje od zburzenia Świątyni Salomona w inny sposób, nie pozwoli nam na odstąpienie od tego Prawa. Nie zarzucajcie nam, że jesteśmy i będziemy tu na Ziemi silniejsi, wasza to rzecz, że jesteście słabsi. Nie śmiem wierzyć, że tę deklarację ktoś kiedyś podpisze, nie ze strachu, a z obawy o utratę nimbu pokrzywdzenia.
Wszak nie można by już wówczas podtrzymywać mitu, że Żydów nie ma. Na dziś nie da się spotkać już niemal informacji o pojedynczym Żydzie, o kim znanym bym nie czytał, to albo 'pochodzenia żydowskiego', albo 'Żyd zasymilowany', albo 'potomek żydowskich emigrantów', albo 'członek społeczności żydowskiej'. Sami Żydzi uważają określenie kogoś Żydem za zniewagę. Żydzi są we wspomnieniach, dziełach literackich, muzeach, festiwalach kultury, byle nie w naturze. Niestety sami Żydzi współcześni mimowolnie uprawiają poetykę 'dobry Żyd to martwy Żyd'. Nie dałoby się podtrzymywać mitu o państwowości żydowskiej Państwa Izrael. Zrejudaizowany poetyckimi mrzonkami dyplomatów Ligi Narodów, upaństwowiony 70 lat temu skrawek sródziemnomorskiego wybrzeża, który odtąd przez jeden dzień nie pozostawał w stanie innym niż wojenny, będący zakładnikiem ekonomicznym świata zachodniego, z wzajemnością- 'u nas Żydzi mają państwo-u was państwo mają Żydzi', zwany Państwem Izrael nie jest żadnym 'państwem żydowskim', a ekwiwalentem państwowym lobby żydowskiego. Żydowskie w dziejach były i są wszystkie państwa, które tego potrzebowały i aktualnie potrzebują, bowiem tak naprawdę ostatnia rzecz, która potrzebna jest tym, których ojczyzną od ponad 2. tysięcy lat jest diaspora jest państwo, które generalnie tylko kosztuje. Złożenie deklaracji, którą naszkicowałem zwolniłoby Żydów z utrzymywania ogromnej infrastruktury państwowej, usilnego osadnictwa, dyplomacji itd., lecz przyznałoby fakty oczywiste w tej deklaracji zawarte, które jednak nie chcą im przez klawiatury przejść. Z jakiegoś powodu 'lepiej' wygląda kiedy oburzenie polską ustawą wyraża nikomu nie znana pani ambasador (choć nawet WJC siebie, a nie ambasadorów izraelskich określa 'bronią dyplomatyczną narodu żydowskiego') , a nie np. G. Soros (przynajmniej nie jako pierwszy). Prowadzi to zresztą do zapętlenia absurdu, Premier Morawiecki jakoby naruszył 'pryncypia dyplomacji europejskiej', gdy Izrael leży w Azji, Kongres USA 'wyraża zaniepokojenie' po konsultacjach ze Światowym Kongresem Żydów w Nowym Jorku, niemiecki obóz koncentracyjny, zaliczany do polskich, leżał w Terezinie, fundacja Rudermann w paszkwilu w youtube nawołuje by USA zerwały stosunki dyplomatyczne z RP z uwagi na 'polski holokaust'. Polski holokaust oczywiście miał miejsce i to w zorganizowanym planie dwu przynajmniej wielkich dyktatur ludobójczych XX. wieku, ale jeżeli mobilizować USA do zrywania kontaktów dyplomatycznych z państwami, których ludność została dotknięta holokaustami, to może najpierw Izrael, Armenia? Nie słyszałem dotąd o określaniu Ben Guriona 'wielkim azjatyckim przywódcą', prędzej o tym jak młodzi przywieźli dziadka z Nowego Jorku na starość do Tel Aviv i wymienili dolary na szekle, dziadek pyta: "toż, my tu pod Egiptem nawet swoich pieniędzy nie mamy?", odpowiadają "spokojnie, swoje pieniądze mamy w Szwajcarii". Nie przypadkiem na początku poruszyłem nowelizacyjny wątek dotyczący zbrodni ukraińskich nacjonalistów, czy jako, że mają Państwo, będące państwem, a nie fasadą, przy całkiem sporej emigracji, a nie diasporze, protesty, a i to niewielkie, były skąd inąd niż z Republiki Ukrainy?
Trzeba by wreszcie przyznać, że Żydzi w skali światowej nie mają religii. Naukę religii Mojżeszowej wyznaje poza wyjątkami ośrodków ortodoksji (tak, u Nich, poziom świadomości religijnej zbliżony do naszego katechizmu dla 8.-latków, uchodzi za ortodoksję) minimalny krąg Żydów. Praktyki religijne w sferze obrzędowo-obyczajowej jeśli w ogóle są praktykowane to na prawach folkloru. W naszych realiach frekwencja na nabożeństwach żydowskiego kalendarza religijnego jest na tyle znikoma, że bóżnice są salkami w odzyskanych na cele religijne centrach przechowania wspólnoty spraw doczesnych, wymiany hotelowo-biznesowej, Żydzi chowani są, z symbolicznymi wyjątkami, albo w obrządku religii do której konwertowali ich przodkowie, albo w praktyce bezwyznaniowej, cmentarze żydowskie są martwe w pełnym znaczeniu tego słowa. W Polsce przynajmniej nazwiska oparte na jidysz masowo pozmieniano wiele lat po kapitulacji III Rzeszy. Z ubioru konfesyjnego praktykowane są ewentualnie niewidoczne niemal jarmułki, a i to przez kilka minut obchodu przy miejscu pamięci w języku dla nikogo nie zrozumiałym.
Zatem pozostaje dla utrzymania światowej legitymacji Żydów jako całości moja synteza deklaracji. Nie pozostanie, jest zbyt oczywista. Żydzi są do głębi realistyczni i wiedzą, w przeciwieństwie do 'zaślepionych pychą' Arabów, Ruskich, Amerykańców i oczywiście Polaków, że przedstawienie swojego (znanego i tak wszystkim sukcesu nic nowego nie da). Wiekuisty immunitet, legitymację do każdego pójścia poza prawo, jednostronnego wyznaczania standardów, bycia, za Kochanowskim 'pełno nas, a jakoby nikogo nie było', może dać tylko stygmat nieporównywalnej z niczym krzywdy; jaką w każdym swym aspekcie było ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej, zwane skrótem (nie w pełni prawidłowym historiograficznie) holokaust. Odtąd każde sformułowanie: 'pan X, który został ministrem jest Żydem', zamiast tłumaczyć: 'skoro jest Żydem, to pewnie jest wysokowykwalifikowany', należy tłumaczyć: 'skoro zauważyłeś, że jest Żydem, to ci to przeszkadza, zatem jesteś antysemitą, zatem jesteś współwinny holokaustu, jak cały twój naród, a twoje państwo ma wypłacić odszkodowanie'. Co prawda podtrzymywanie żywotności wspólnoty wyłącznie na rzezi ojców, woalując aktywność żywych wydaje się moralnie niegodziwe, ale o 'półprzewodnikowości' etyki żydowskiej wspominałem już uprzednio (o niewolnictwie).
Rozprowadzenie odpowiedzialności za holokaust z Niemców i Ich państwa jest niejako konieczne, bo jednak ze współczesnymi Niemcami jest duże pole globalnego współdziałania, Litwa, Ukraina, a Rosja to już w ogóle i tak się tym nie przejmą. Polska jest idealna. Ma obsesję wejścia do Europy, choć tworzyła Ją politycznie kiedy w Hiszpanii np. kwitł kalifat Kordoby, będący prawzorem polityki uchodźczej, liberalną Skandynawią kierowali nieco anachroniczni wikingowie, a rdzeń kontynentu, szczególnie łaknęło laicyzacji jak nigdy potem. Polska, jak słyszy słowo antysemityzm odda ostatnią kamienicę, Polska wreszcie rzymskie prawo spadkowe gotowa jest zawiesić, pomna na łupy z bellum iudaicum.
Najważniejszy problem jednak tkwi tu. We wszystkich językach razem wziętych, na temat styczniowej nowelizacji ustawy o IPN, nie wylano tyle pomst i pomówień, co w języku polskim. Nie chodzi tu o tzw. 'polskojęzyczność' mediów- jeśli chodzi o media mające określony potencjał rynkowy, to w dobie spółek i grup kapitałowych, innych  nie będzie. Chodzi o zaplecze intelektualne tych mediów. W liczącej się publicystyce nie spotkałem choć jednego spójnego, bezemocjonalnego wyłożenia jednego (!) przepisu ustawy materialno-karnej. Dziś dziennik, jakoby elit intelektualnych, jawnie bredzi, że nowa norma karna, 'budzi obawy dla wolności słowa i badań naukowych'. Ojciec Premiera tłumaczy się setny raz w radio z trafnej, choć jak pisałem, zbyt konkludentnej wypowiedzi syna w Muenchen. Opowieści o 'fatalności', 'beznadziejności', 'absurdalności' nowelizacji padają po polsku. Kasandryzmy o wykluczeniu, zerwaniu stosunków, niemalże usunięciu z NATO, powiązaniu art. 55a z KRS, degradacją Jaruzelskiego, nagrodą dla Premier Szydło, zamachem w Smoleńsku itd. zapełniają portale, tytuły prasowe i programy wszystkich stacji nie w tonie wyjaśnienia wątpliwości i solidarności w obronie dobrego Imienia Polaków i Państwa, a dzikiej (dosłownie) satysfakcji z każdego wydumanego nawet gestu niechęci wobec Polski. Dziennik od fetowania aborcji i Kijowskiego na pierwszej stronie daje zdjęcia polskiego Prezydenta i Premiera z tytułem "tym panom dziękujemy" co do fałszywej tezy o blokadzie dostępu polskich władz do amerykańskich w sprawach sojuszniczych. Ci 30. letni strażnicy demokracji za te kilka srebrników wolą przed całym światem postponować polską władzę.
Gdy w kwietniu 2011 r. Angora (której się sama dzisiejsza jeszcze nie przyśniła) zadrwiła na okładce na skali ironii Kabaretu Starszych Panów z żydowskich roszczeń o mienie warszawskie, natychmiast przeprosinom nie było końca, rytualnie niczym ubój Ambasada Izraela zagroziła procesem, WJC zerwaniem wszystkiego co nie zerwane itp. Może dziś ta sama Redakcja powie coś skruszonego w związku z nazywaniem Ministra Jakiego, w związku z ustawą, 'gówniarzem' (przez M. Ogórka, który w takim razie wiekowo coś równie bezpośredniego do siebie odniesie)?
Jeden wniosek: brak jest Ambasady Polski w Polsce.
Pozdrawiam, Łódź Bałuty, 7. marca 2018 r. 

niedziela, 4 marca 2018

Człowiek ma swoją wartość

Witam,
Od zarania jedną z ulubionych 'parterowych' ocen ekonomicznych jest, że 'wszystko drożeje'. Także dziś, mimo spadku inflacji poniżej zera i wzrostu wynagrodzeń. Także za komuny, gdy drożała szynka, ale za to taniały śruby okrętowe (nb bardziej dostępne). zadaje się jednak, że generalnie tanieje człowiek.
Około trzy tysiące lat temu, jak czytane było w piątek, bracia sprzedali Józefa wędrownym kupcom w niewolę za 20 sztuk srebra, uznawszy pewnie, że jest to po prostu bardziej opłacalne, niż czcza zemsta, choć Autor biblijny stara się przedstawić ich postawę nieco wznioślej. Około 1700 lat później, w innych okolicznościach, srebro odegrało o niebo (raczej o piekło) istotniejszą rolę w dziejach opisanych w Piśmie Świętym. Otóż, znacznie powszechniej znany Juda z Kariotu wydał Jezusa kierownictwu 'samorządu jerozolimskiego' za 30 srebrników. Niewolnictwo co prawda w społeczności żydowskiej nie było praktykowane, ale w relacji ad extram, jak u synów Jakuba, dopuszczalne,tak samo jak płatna konfidencja, stara jak wszelka władza.Tak czy inaczej człowiek miał swoją wartość- sztuka srebra, jak duża by nie była, to w podróży przez obce krainy był ogromny walor wymienny, za 30 srebrników można było, jak czytamy, kupić pole pod cmentarz.
Bardziej już nowożytna historia jest wciąż historią handlu ludźmi. Tak jak często podkreślam w różnych kontekstach- historia ludzkości jest historiografią rodzajową najcięższych niegodziwości, owszem także postaw i zachowań znamionowanych dobrem, wręcz heroicznym, ale zauważmy, że incydentalnie, o dobru czytamy, słyszymy, dostrzegamy głównie jako ewenemencie w ogólnym tle 'łez padołu'-ale o tym pewnie kiedy indziej.
Tak czy inaczej, we współczesności człowiek nadal ma ogromną wagę wartości- na rynku pracy, w szkolnictwie, handlu i reklamie etc. Doszło jednak bardzo ważne forum wartościujące człowieka jako materiał, to rynek pozbycia się ludzi- już nie jako towaru, nawet nie surowca wtórnego (choć o 'prefabrykacie' będzie mowa), a jako masie do utylizacji.
Przez setki lat wojny toczone były o obszary wpływu, o bogactwa natury i kultury, a ludzie ginęli, setkami tysięcy, jako 'wióry co lecą'. W zasadzie dopiero XX. wiek przyniósł masowe zjawisko wojen (także domowych) eksterminacyjnych, o likwidację całych narodów (czyli holokausty), czy rewolucji- nie politycznych, ale socjalnych, o likwidację całych grup społecznych. Te zbrodnie pochłaniają gigantyczne środki finansowe, koszt wojen i rewolucji eksterminacyjnych pokryłby wszelkie niedobory utrzymania dobrostanu ludzkości świata, choć tu zdania badaczy mechanizmu dziejów są różne, głównie z uwzględnienia konieczności selekcyjnej. Te zbrodnie jednak ukierunkowane są na eliminację rzesz ludzkości z uwagi na tychże, obłędnie wykonstruowaną winę- dokonaną w ocenie zbrodniarzy, lub potencjalną. Eksterminacja dokonywana jest 'za coś'.
Dopiero II połowa XX. wieku przyniosła kwalifikacyjnie nową, przerażająca dosłownością swej apokaliptyczności, kategorię. Eksterminację bez 'winy', z racji na fakt zaistnienia. Tą gdzie zbiorowy eksterminator jest inspiratorem, lecz nie ponosi żadnego kosztu, 'umywając ręce' zbiera ogromny plon finansowy od potencjalnego, a najczęściej faktycznego sprawcy. Tu gdzie człowiek ma coraz większą wartość, nie dla nabycia, nie dla rozporządzenia, a dla anihilacji. Izmaelici z Księgi Rodzaju, arcykapłani z Jerozolimy, osadnicy w koloniach Ameryki Północnej, totalitaryści reżimów i wojen współczesnych, gotowi byli i są zapłacić ogromne sumy za bezwzględną władzę nad człowiekiem, narodami, w sposób dziki. Dziś rodziny gotowe są zapłacić wielkie nieraz pieniądze za zbyt swego najbliższego- oddanie starca we współczesną niewolę przytułku, eksterminację potomka w tzw. aborcji. Piszę świadomie rodziny, nie kobiety. Po pożyczkę na spędzenie dziecka, a doświadczyłem takich przypadków, nie przyszła do mnie nigdy żadna dziewczyna, a ojciec lub dziadkowie. Peany o wolności aborcyjnej słyszałem głównie od planowo bezdzietnych kandydatek na feministki lub kandydatów na 'gejów'.
Chirurgiczne lub chemiczne zabicie człowieka rozwijającego się w wieku prenatalnym to, na ogół  kilkutysięczny, wydatek Jego przodków, nie po to by z Niego skorzystać, lecz by mieć Go poza sobą- tylko fizycznie, w świadomości, poczuciu odpowiedzialności pozostaje zawsze, a zaręczyć śmiem, im intensywniej jest to zaprzeczane, tym wiem, że silniej tkwi.
Niewolnik w Rzymie zwany był instrumentum vocale- 'mówiące narzędzie', ale jednak narzędzie, jednak mówiące; człowiek dorastający przed narodzeniem miał status nascituri, człowieka o ograniczonej zdolności prawnej (nawet człowieka ewentualnego- data poczęcia niemal zawsze jest niewyliczalna). Dziś niewolników oficjalnie w naszej 'humanistycznej'(?!) cywilizacji nie ma, są natomiast niechciane części kobiecego ciała, "zlepki komórek", 'wyrośla' nowotworowe, zdatne do resekcji do pewnej granicy 'bezpieczeństwa operacyjnego'- jak w każdym nowotworze, z dnia na dzień drożej i bardziej ryzykownie. Człowiek jako onus invocale też ma coraz większą wartość.
Cóż, jednak pozdrawiam, Łódź Bałuty, 4. marca 2018 r.