poniedziałek, 19 lutego 2018

Horror z efektami

Witam,
Codziennie (no niemal) sięgam, ku przyciskowi Nowy post, no nie..., Post jest wciąż ten sam, i tak niemal 6 tygodni jeszcze, dlatego wolę jednak formułę nota, ale do rzeczy.
Spędzając kilka dni na badaniach w szpitalu, mam rzadką dla mnie (z wyboru) okazję stałego kontaktu z telewizorem. Jestem w tym bezkonfliktowy i zajmuję się i tak swoimi sprawami z 'trzeciego' świata, olimpiada daje tę ulgę, że tło tv jest mi przy tym do tego stopnia obojętne, a dla kolegów bezkonfliktowe, że 2 PLN składki pozwala na odcięcie, no z wyjątkiem nadziei (w sensie sportowym) na moją rówieśnicę (ku zaokrągleniu na moją korzyść) Justynę Kowalczyk, dekorowania Kamila Stocha, które daje satysfakcję porównywalną z sukcesami Roberta Lewandowskiego, kiedy przy absolutnej indolencji istoty tych sportów warto widzieć, że także tu jesteśmy Wyspą (niemal Wielkanocną) tzw. Europy, gdzie gwiazdy sportu są normalnymi prostymi ludźmi, a nie celebrytami (bez generalizacji, mówię o okazach spektakularnych) dla których sport jest jedną z ekstrawagancji życia, które ogólnie jest horrorem z efektami  i tak do meritum.
Któregoś z niedawnych wieczorów 'danodzienny' dysponent sterownika (normalny facet po 40.) zapowiedział, że będzie 'zajebisty horror z efektami', tym bardziej ucieszyło mnie, że nie czeka mnie nawet konieczność grzecznościowego przychylania się do opinii o skokach zawodników niemieckich czy norweskich o niewypowiedzianych talentach i niewymawialnych nazwiskach. Dziadek (nader energiczny weteran Syberii, który nadwerężył rękę prowadząc samochód, l. 87) powiedział: to nie na mój wiek, ale niech leci. Młody, pragmatyczny tirowiec, wziął laptopa i powiedział: widziałem, głupie. Jakimś trafem zaczął jednak lecieć: Ghost Rider M. S. Johnson'a z N. Cage'm. I jednak pojedynczymi rzutami oka przerywałem czytanie gazety, aż tąż odłożyłem. A odłożyłem w momencie gdy świetnie w modernistycznej aranżacji diabeł wplątał młodego sportowca, wcześniej grającego w nieco naiwnej scence miłosnej na krzewiastej pustyni, która mimochodem nasunęła mi obraz pustyni kuszenia, poprzedzającej Autorevelatio Dni, w mgliście dla niego zrozumiałe pactum pactorum podczas snu. Jak widać nie tylko Św. Józefowi ukazywał się Anioł, nie tylko wobec Niego bywał przekonujący i nie tylko Jego Rodzinie, chciał pomóc. Problem w tym cóż za Anioł? O tym, jak i późniejszych spostrzeżeniach trochę w nocie z 10. bm.-nieraz także dalej. Anioł opowiedział mu, że samo potwierdzenie kropelką krwi (cóż za anachronizm średniowieczny, nie PIN-em?) zapewni zdrowie jego ojcu, literalnie: następnego dnia obudzi się 'zdrów like horse'. I tak się stało! Oszołomiony z radości tatuś, oszołomiony synek; tatuś wraca do 'sportu'-przeskakiwania motocyklem kurtyny ognia i tam ginie. Johny wrzeszczy do napotkanego Anioła: "okłamałeś mnie!", tenże mu najspokojniej, "nie: obiecałem, że następnego dnia obudzi się 'zdrów like horse', i tak się stało, czyż nie?". Cóż za niepojęte kłamstwo?! Czyżby? prawda, aż w oczy bije, oprócz mowy o poranku, nie padło słowo. Mamy jednak rację, kłamstwo i to kłamstwo kłamstw-manipulacja. Coś już o tym było. Odtąd sportowiec ekstremalista staje się zakładnikiem anioła, wiemy już jakiego anioła- ojca kłamstwa, diabła in extenso. Owszem całość trwa pośród efektów, mniej lub bardziej horrorystycznych, bardziej fantasy, jest rok 2007 więc i świat stechnicyzowanej nowoczesności, ale i Miłości z dystansem (z dużego M-jak w nocie z 13.bm.). Poetyka 'easy rider', dużo ognia, sporo mordobicia, czytelna (daj Boże) gra scen ciemności i kadrów 'swiatłości' i doskonała tu para aktorska: N. Cage-E. Mendes (Roxanne), towarzyszący im sędziwy dybuk S. Elliot, postać tragiczna, zdrajca ostatniej sceny P. Cavnoudias ('diabeł w ludzkiej skórze', przypominający w poetyce kamerlinga McKenna w anioły i demony R. Howarda'2006) walczący w tle, ale z pełną determinacją o dusze: P. Fonda, W. Bentley (towarzystwo z piekła rodem). Walczący o dusze, jak zawsze, ale przede wszystkim walczący ze sobą. O to właśnie pyta Chrystus Pan faryzeuszy,  także nas, którzy niestety w tym dziele widzą tylko horror z efektami: Jeśli szatan wyrzuca szatana, to sam z sobą jest skłócony, jakże się ostoi jego królestwo?  Nie ostało się, ale tylko na czas pewien. W pewnej chwili jeden ze skłóconych diabłów wchodzi na ruiny cmentarza i pyta o ważny dlań szczegół, robotnicy niewiele wiedzą, lecz odsyłają do kościoła... pw. Św. Michała, o którym już z respektem wspominałem, w oknie tego opustoszałego kościoła pobłyskuje witraż z doskonale nam znaną (in spe) ikoną Św. Michała. Bohater Johny, któremu z dystansu towarzyszy i zbliża tęsknocie do świata 'po Bożemu'  Roxanne, przeżywa potworne rozmnożenie jaźni: jest rekordzistą sportu, mającym niezłego (?) manager'a, mimowolnym demiurgiem walki dobra ze złem (i na odwrót) z 'najważniejszymi' dla odbiorców niestety efektami, stęsknionym człowiekiem, badaczem pism apokaliptycznych; w końcu raz przyznaje się ukochanej: nie możesz! tylko ja żyję w dwóch światach. Czy tylko on? To równie ważne pytanie, jak spostrzeżenie, w komplikacji dwu światów można żyć wyłącznie z transcendentem zła; z Transcendentem dobra żyje się jedynie w prostocie jednego świata. Z błogosławieństwem Archanioła i pomocą porzuconego dozorcy cmentarnego, niedokonanego swego poprzednika, który odbywa karę wiecznego zawieszenia, niczym Piłat w Mistrzu i Małgorzacie M. Bułhakova, udaje mu się pokonać jednego ze skłóconych diabłów jego własną bronią-oddając mu współsprawców potępienia, o których już Chrystus Pan przypomniał w słowach: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!, sami zaś oni przypominają swą nazwę: legion, o którym jako najchętniejszym towarzyszu samotnych przypomniałem niedawno. Stary diabeł przegrywa zakład, uwalnia Johny'ego, powiada mu nawet: "możesz się ożenić" (jest rok 2007, jeszcze nie 'się zazwiązkować obupłciowo'-nawet diabłu do łba by to nie przyszło?), ale... Ale, nie traci swej pychy, znajdą się nowi, mają wszakże Mojżesza i proroków, nie słuchają, więc choć Pan zmartwychwstał, nie uwierzyli.
Horror z efektami, oglądałem, głupi; pewnie nie!
Pozdrawiam, Łódź Bałuty, 19. lutego 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz