piątek, 23 lutego 2018

In dubio pro reo

Witam,
Są sytuacje, w których niedobrze jest zabierać głos, ale także niedobrze jest milczeć. Sytuacja takiej ambiwalencji dotknęła mnie niedawno, w sprawie, w której także, mniemam od początku, nie było całkiem trafnego rozwiązania, ale cóż "sprawiedliwość będzie w Niebie", jak mawia Mistrz najprostszych i najcelniejszych odpowiedzi Ks. Profesor Karol Szumacher. 
Mowa o causae SSR w Żyrardowie Mirosława Topyły. Nie było myślę, ostatnimi czasy, bardziej konfliktowego zbiegu osób, zdarzenia, tła i procesu. Jestem najzwyklejszym prawnikiem, nieaplikowanym, lecz być może, w przeciwieństwie do niektórych, społecznym znaczeniem myśli prawnej interesuję się bardziej kontekstowo niźli branżowo. Moja pozycja na forum ocen społecznych jest mniemam oczywista, więc zdało by się tym bardziej niełatwo zabrać głos. Pozwolę sobie zatem z dystansu, ale najprościej. Zastrzegam, że sprawy nie znam od strony aktowej, lecz jak pewnie 99 % wypowiadających się z obserwacji medialnej, z tą może różnicą, że różnostronnej. Nie poczytuję tego sobie za jakiś wstrząsający subiektywizm, gdyż na podstawie tych samych danych, wszyscy (niezależnie od swej rzeczywistej wiedzy) formułują sądy publiczne i towarzyskie, różnicując te dopiero w kolejnych pryzmatach.
Odrzućmy, choć tylko na chwilę, wszelkie soczewki obserwacyjne. W lipcu 2017 r.  w monitorowanym sklepie na stacji paliw doszło do zdarzenia ujętego zapisem. Kobieta [nie wiem czy 'staruszka'] kładzie na kontuarze złożony w pół błękitny banknot i oddala się nieco zajęta czymś przy torebce. Mężczyzna w skórzanej kurtce dokonuje jakiejś drobnej transakcji i odwraca się nieco, chwilę przed tejże zakończeniem powraca wzrokiem, zdejmuje  ten banknot,choć nie wpatrując się weń  [leży w identycznej odległości od wzroku jego i sprzedawczyni], wkłada tenże [także nie wiodąc za tymże wzrokiem] do kieszeni kurtki zwyczajnym ruchem ręki [ani 'gwałtownym', ani 'skrytym'], sprzedawczyni spokojnie [nie zwróciwszy na to uwagi, bo trudno wywieść, że nie zauważywszy]  wydaje mu drobny bilon, który on chowa do portmonetki. Nikt z klienteli nie sprawia 'żadnego' wrażenia, ani biednych, ani bogatych, ani agresywnych, ani ociężałych, sprzedawczyni także robi wrażenie sprawnej w swoich czynnościach. Osoby nie sprawiają wrażenia jakkolwiek sobie znanych. I z publikowanych w najróżniejszych mediach, związanych z najróżniejszymi środowiskami wpływu-TYLE. Nie znam i mniemam niewielu komentatorów zna (chyba, że o tym nie wspomina) dalszych chwil mężczyzny, kobiety, sprzedawczyni i banknotu. Dodać wypada tylko, że obserwacja, tak beznamiętna, i tak wynika dopiero z transmisji w zwolnionym tempie, z iluminacją transmisji banknotu, ukierunkowaniem na ruch każdego wręcz palca. W formie zwykłego odtworzenia zapisu nic zakładam nie zwróciło by uwagi- podobnie jak w przypadku obrazów P. Breugl'a.
Wciąż podkreślam, zapominamy na razie o tym co wiemy ex post. Po analizie zapisu, pewnie na sygnał stratnej kobiety, widzimy [bo zapisu dźwięku brak, a o zeznaniach w przedmiocie rozmów-danych brak] przebieg znamienny dla wykroczenia przywłaszczenia mienia [pewne jest, że nie jest to plik błękitnych banknotów]. A tak w ogóle. gdyby uprzeć się przy odrzuceniu wszelkiej innej wiedzy, to nie wiadomo by było nawet czy to banknot (czy np. chusteczki), czy owi państwo nie są razem? No, ale do realiów. Zgoda wykroczenie i tyle.
Pierwszy pryzmat, dowiadujemy się, że mężczyzna to sędzia SR w czynnej służbie (aktualnie funkcyjny). Dwa kierunki uwagi: primo: sędzia za wykroczenie może być sądzony tylko w procedurze dyscyplinarnej, secundo: bycie sędzią to, legalnie, nie, a przynajmniej nie tylko, dystynkcja towarzyska niczym w Panu Tadeuszu. Sędzia jest w polskim ustroju konstytucyjnym stanem ewenementnym, zbliżonym pewnie najbliżej do stanu kapłańskiego, pewnie też przez lud uważanym za mającego być skrajnie 'ludzkim' wobec innych, a niewykonalnie 'nieludzkim' wobec siebie. Wszakże i o sędziach i o księżach en bloque jeżeli słyszy się uwagę życzliwą, to w tonie: 'to w końcu też człowiek'. Pamiętajmy, że jeden rozstrzyga, i to pewnie często, o niebie lub piekle dla penitenta; od wewnętrznego rozsądu drugiego, przy całym mechanizmie weryfikacyjnym, może zależeć, czy oskarżony o śmiertelne użycie broni opuści sąd do ZK z dożywotnio wymierzoną karą pozb. woln., czy jako uniewinniony z racji obrony koniecznej (w mikroskali takie klucze miał w ręku SSN W. Kozielewicz).
I tutaj, przynajmniej w dużej mierze, nie zgodzę się z opinią, że 'w takiej sytuacji...każdy przeciętny człowiek...', już by dawno był najciężej ukarany. Otóż myślę, że właśnie dla 'każdego przeciętnego człowieka' znalazł by się szereg okoliczności simplicite łagodzących (instytucja prawa wykroczeń, nieznana generalnie prawu karnemu), przede wszystkim zaś nie zrodziło by to żadnych społecznych kontrowersji. Codzienność przekracza literę prawa, i choć cechy indywidualno-podmiotowe nie mają kodeksowo wpływu na ocenę stopnia społecznej szkodliwości wykroczenia, to w praktyce mają, mniej co do wyrokowania, bardziej i to znacznie, do osądu: medialnego, towarzyskiego. Mało zwraca się uwagę (a jeśli to wyłącznie w kontekście kontrastu instancyjnego)  na fakt, że sędziemu w I. instancji  wymierzono najwyższy wymiar kary-złożenie z urzędu.
I tu jest właśnie drugi pryzmat: rozstrzygnięcie II instancji (tj. SN) zaprzeczyło temu ostatniemu w całości, nie co do kary, ale przede wszystkim co do winy-SSR Topyłę uniewinniono, a nie przekazano sprawy do ponownego rozpatrzenia. W tym momencie jednak sprawa została też rozpatrzona po raz pierwszy- przez społeczeństwo-pewien jestem, że o wyroku SA w Łodzi doprawdy mało kto wiedział. Wyrok uniewinniający miał rację bytu, o czy chwilę dalej, ale racji takiej nie miało uzasadnienie, przynajmniej tak prezentowane.
I tu myślę najważniejsze: w tej sprawie nie zwyciężył nikt, no ewentualnie abolicyjna koncepcja regulacji karnej, ale ma ona to do siebie, że podlega ocenom najskrajniej zależnym od tego, kogo stosowanie tej ustawy akurat dotyczy. 
Przede wszystkim nie 'wygrał' sprawy sędzia Topyła. Do orzecznictwa może wrócić, ale z jakim odium? W ilu sprawach wyłączać się będzie sam, a szczególnie na wniosek stron, z ogólnej klauzuli 'istnienia okoliczności mogącej wywołać wątpliwość co do bezstronności', w ilu orzekać będzie pod presją pytania: czy mimowolnie nie odwdzięczam się za tolerancjonizm wobec mnie, albo czy nie zaostrzam 'na siłę' właśnie by nie być o to podejrzanym?  W ilu sprawach będzie orzekał przed publicznością, prasą, świadkami, jako ten, który ma 'deficyty samokontroli', 'istotne roztargnienie'? Czy brał (sadze jednak, że tak), że już z zamknięciem posiedzenia internet będzie pełen komentarzy, najłagodniej 'złodziej wraca sądzić złodziei'.  W epoce mediów czy wróci do Żyrardowa, czy do Sanoka, nie ma najmniejszego znaczenia, no chyba, że do któregoś w wydziałów rejestrowych. Uniewinnienie od wykroczenia to jedno, ale od podstawy tego uniewinnienia uwolniony nie został, a to ciążyć mu będzie znacznie bardziej.
Nie zwyciężyło i nie mogło ramię sprawiedliwości Sądu Najwyższego. Rozstrzyganie drugoinstancyjne wypadło na czas intensywnej weryfikacji funkcjonowania, szczególnie personalnego, sądownictwa w Polsce. Co prawda skład orzekający z 'młodzieży urzędu', delikatnie mówiąc, złożony nie był, ale wiedział na pewno, że 'III.' instancją, będzie tu 'czwarta władza', równie delikatnie mówiąc, 'niezawisła i nie podlegająca wyłącznie ustawom'. Szybko i w pełni usprawiedliwienie przywołano, na pewno selektywnie, ale tam gdzie wolność słowa, nikt tego nie zabroni, prowokacyjne wypowiedzi: najpowszechniejsze, o 'opinii środowiska', ale też o 'nadzwyczajnej kaście' (expressis verbis za SNSA I. Kamińską); otóż nie ma 'środowiska', 'kasty', ani 'zawodu' (vide: art. 178 ust. 3 KRP), jest urząd sędziowski i tego się należało trzymać. Uzasadnienie ustne może, a nawet powinno być zwięzłe, a rozciągnięte było w nieskończoność i uwikłane w tyle okoliczności pogłębiających tegoż wątpliwość, że 'uzasadniło' tylko najistotniejsze wątpliwości. Czy składowi SN-owskiemu zabrakło koncepcji, że tu rozstrzyga się w procedurze dyscyplinarnej, ale materialnie o wykroczeniu, i sąd jest związany zasadą in dubio pro reo, że "nie dające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego, a nie 'należy rozstrzyc', 'winno się uwzglednić'? Ta dyrektywność normy procesowej nie jest ułatwieniem, a ogromnym obciążeniem dla orzekającego, szczególnie w instancji kończącej. Tu taka wątpliwość istniała, prosta i fundamentalna, sędzia (wg monitoringu) nie skupił kierunku wzroku na 'kluczowy' banknot, nie rozejrzał się, nawet mimowolnie czy nie jest obserwowany, banknot przedstawiał wartość 3. paczek papierosów, więc po co miałoby do zdarzenia dojść? Natomiast rozstrząsanie w 'zwięzłym uzasadnieniu' dywagacji kogo jechał przesłuchać, co robił pierwszy raz w życiu, co potrafi odsunąć od siebie na czas wyrokowania, czy jest introwertyczny skomplikowało sprawę, aż do jej finalnego skompromitowania w mediach. SSR Topyła z obrońcami również zrobili wiele by wyszło co najmniej wątpliwie, opowiadając o płaczach dzieci, zmiennością płaczów, uśmiechów i uścisków, 'wyłapanych' w reportażach, jak mimika modelek na wybiegu, wyrzutami wobec mediów, jak to go poniewierały, no to teraz dopiero jego i przy okazji cały wymiar sprawiedliwości sponiewierały. Nawet jeśli doznał ulgi, to w sprawie o tym charakterze nie wolno okazywać satysfakcji jak w cywilnej o kwotę zadośćuczynienia. Skoro jest się pewnym sprawiedliwości i traktuje się poważnie starszych w urzędzie za stołem, to nie traktuje się rozstrzygnięcia na swoją korzyść jak trafienia w lotto.
Cóż mogło być lepiej? Od razu zrzec się urzędu w marcu 2017 r., oświadczając, że przy pewności niewinności, dla dobra sądownictwa, by nie wejść w status iudex suspectus, który jest bardziej umniejszającym sędziego niż iudex inhabilis (tak mnie przynajmniej uczono lat temu 24). Nie wiem, ale obawiam się, że i tak tzw. nikt by w to nie uwierzył, po drugie sam, gdybym był całkowicie pewien swej niewinności i nieniedbałości w tej sprawie, a zdarza się to (niczym w anegdocie o +Prof. T. Kotarbińskim z parasolem) aby dać świadectwo prawdzie, broniłbym swego imienia, po trzecie może naprawdę, jak rządca ewangeliczny kopać nie może, a żebrać się wstydzi. Nie chodzi tu o szukanie szansy 'wybielenia', chodzi o poddanie się ostatniej próbie osądu zewnętrznego, przy braku stuprocentowej pewności (tysiące razy zdarza się tak w życiu), a nie mając nonszalancji na powiedzenie, co mi zależy, i tak jutro pracuję w Banku Szwajcarskim; wtedy i tak powiedziano by, że w oświadczeniach majątkowych mają więcej niż mogliby zarobić przez 200 lat. Można było się nie odwoływać się od wyroku SA w Łodzi. Tyle, że confessio est regina probationum, skoro przyjmuje tak rygorystyczny wyrok 
I. instancji to czemu nie przyznał się od razu? Znów liczył na kolegów? 
Czy starzy doświadczeni sędziowie SN nie mogli inaczej przedstawić wyroku i uzasadnić mniej psychospołecznie, a bardziej jurydycznie? Pewnie mogli, i tak 'wyrok byłby wydany' wcześniej na korytarzu, a SN zarzucono by tylko 'prawnicze gadanie' (a jakie ma być, austriackie?).
Czy sędzia Topyła i jego obrońcy, pewni swej racji musieli ubiegać się o opinię biegłego? Pewnie nie, chcieli zasięgnąć opinii merytorycznej to ją otrzymali, a że musiała być bezstronna, to uwolniła go od odpowiedzialności za wykroczenie, ale uwolniła też od pewności kwalifikacyjnej na urzędzie. Nie jest więc sędzią niezdatnym, jest sędzią wątpliwym co do zdatności, o czym już było.
W sumie najpowściągliwiej postąpił Minister Sprawiedliwości, wnioskując do KRS o poddanie  sędziego procedurze dyscyplinarnej, a obecnie oczekując na doręczenie pisemnego uzasadnienia wyroku (co jest obligatoryjne). Do tej chwili jednak uważam, że Wiceminister zechciałby powstrzymać się od komentarzy medialnych. Realnie patrząc jednak perspektywy skutecznego wznowienia na niekorzyść są subminimalne, gdyż pozostaje wyłącznie wydanie wyroku w warunkach przestępstwa (niekoniecznie popełnionego przez skład), co na dzień dzisiejszy wydaje się ułudą, gdyż wszelkie, nawet 'oburzające' kontrowersje, przestępstwem nie są. 
Nie należało być na stacji paliw pod Sochaczewem w tamtej chwili, może nawet nie należało zostawać sędzią, tyle, że gdybym wiedział, że gdybym wiedział, że się przewrócę to bym nie wstawał.
Pozdrawiam, Łódź Bałuty, 23. lutego 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz