sobota, 3 lutego 2018

Obok sporów w sądownictwie

Witam,
Miałem dziś kontynuować propozycje związane z koncepcją blogu (a?), ale do konkretów współczesnych przywołał mnie pewien wątek sprzed ok. 3000. lat.
Otóż dzisiejsze czytanie ze Starego Testamentu (nie z kontekstu medialnego, a rozkładu Lekcjonarza) przypomina, z Pierwszej Księgi Królewskiej, początki rządów Króla Salomona, który stał się sławny, nawet anegdotycznie, do dziś i być może nie do końca wiązany jest nawet z wydarzeniami biblijnymi.
Salomon był synem Króla Dawida, częściej być może dziś utożsamianego z epoksydową repliką dzieła Buonarottiego we Florencji, niźli z Psalmami. Gdy tamten utracił siły swe (i, ku utrapieniu niektórych zapewne, urodę) Salomon został królem Izraela, który nie był nowoczesnym, stechnokratyzowanym, minipaństwowym zapleczem USA w tamtych stronach jak dziś (za czas jakiś się stał-przynajmniej zapleczem, Rzymu-ówczesnego USA), a zbiorowiskiem społeczności rodowo-plemiennych, mających mniej lub bardziej skonfabulowane poczucie pochodzenia z niewoli egipskiej i wrogości ówczesnych Palestyńczyków. Był człowiekiem, jak przystało na monarchię teokratyczną, pobożnym, ale nie żeby znów nie wychodził ze świątyni (którą nb miał dopiero pobudować). Pewnie dlatego objęcie rządów zmieszało go nieco problemem poważniejszym niż by się zdawało. Nie sytuacją ekonomiczną, w tamtych czasach król miał na tąż wpływ marginalny, co najwyżej wiedział, że jak się wzbogaci to masy przynajmniej nie zubożeją. Nie sytuacją obronną, przeczuwał (jak tysiące razy w swym długoletnim panowaniu), że w tamtych stronach lali się, leją i lać będą (i tak mniej więcej do dziś). Przeraziła go masa, niepoliczalna zresztą (pamiętał najpewniej jak Opatrzność podziękowała jego ojcu za wtrącanie się w liczenie ludu-odsyłam do czytania z 31. stycznia br.) 'podległego' mu ludu. Znów nie dlatego, jak by ich wyżywić (bo sami wiedzieli to lepiej); znów nie dlatego, jak ich bronić (bo wtedy lud radził z tym sobie sam, no chyba że chodziło obronę przed królem). Nawet w sumie nie martwił się długością swojego życia, bo wiedział, że pożyje tutaj tyle ile Pan mu ustanowi i następny proszę (opowiedziano mu pewnie jak Saul wyszedł na przechytrzaniu Pana Boga). 
Przeraziła go natomiast kwestia w tamtych czasach bardzo nowatorska-jak ten lud sądzić? Zdał sobie sprawę, choć był władcą początkującym, że na wojny i emigracje zarobkowe już poprzednicy lud prowadzili i jeszcze szybciej resztki kazały się sprowadzać, zaś fundamentem rządów musi być sprawiedliwość i to na królu za nią spoczywa odpowiedzialność. I właśnie o to zapytał Pana Boga (bo uznał, że należy zapytać mądrzejszego od siebie, a nie ulicy i zagranicy) i prosił o rozróżnianie dobra od zła i rozsądek do sądzenia 'Twego ludu'.
Może to dziś całkowicie nieeuropejskie, ale zauważył, że i on, i ówczesne autorytety, i ówcześni celebryci rozróżniają dobro od zła, ale własne, natomiast obiektywnego nie uchwali mu, jakąkolwiek proporcją, żadna najczcigodniejsza nawet rada, choćby, za Mickiewiczem, 'idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży'. Dlatego w późniejszym psalmie swoim (119-również dziś przypominanym) prosi: "naucz mnie twoich ustaw". Wbrew pozorom był to wręcz antyklerykalizm, gdyż ówcześni kapłani byli raczej odpowiednikami dzisiejszych 'osób cieszących się powszechnym uznaniem na forach', nader przekupni i, nie ukrywajmy, na ogół biseksualni (jeśli bi-).  Proszenie Pana o ten dar (zresztą, jak pamiętamy z Raju, niezbyt chętnie udzielany), wiązało się dla Salomona z pewną oczywistością: jeśli prosi Pana o rozsądek w sądzeniu ludu,  to nie 'swojego', wszak niech suweren sam się osądzi (podobnie jak rząd sam wyżywi). Prosi więc o dar dla sądzenia 'Twego ludu'. Lud nie jest sam swój (jak u Aarona-z cielcem i mieczem synów Lewiego), lud nie jest jego własny (jak u Saula), lecz jest ludem Pana. Wystarczy więc mu do rządzenia Konstytucja, tak ale przez tegoż Pana nadana (a w zasadzie u Niego wyproszona).
I to właśnie 'spodobało się Panu', nie prosi o życie, bogactwo i zgubę nieprzyjaciół, a o 'umiejętność rozstrzygania spraw sądowych'. Dał mu więc ją, a oprócz niej chwałę i bogactwo, których nie miał nikt 'przed nim i po nim'. Z bardzo prostej przyczyny, że chwałę i bogactwo Bóg daje komu sam uważa, bo wiadomo, że i tak każdy tego chce, natomiast jurysprudencję daje tylko na wyraźną prośbę, gdy proszący zdaje sobie sprawę z jej rangi. Inaczej bowiem, jak w przedwojennej nauce: daj chłopu zegarek, a położy  pod tramwaj.
Dziś każdy chce najpierw umocować się ekonomicznie i komfortowo, a dopiero potem myśli o sprawiedliwości, jaka by tam ona miała nie być. Stąd pewnie zdziwienie, zszokowanie wręcz tymi, którzy po trzech tysiącach lat przypomnieli sobie, że nie ma rządów bez sądów.
Pozdrawiam, Łódź Bałuty, 3. lutego 2018 r. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz