piątek, 17 sierpnia 2018

Tres fecit collegium

Witam,
Najpewniej, nie analizując rozlegle, od samego początku układ potrójny ma swą szczególną rangę. Trzema wymiarami da się opisać świat postrzegalny (czwarty wymiar oczywiście istnieje, ale jest kluczem do nieskończoności  w miejscu i  wieczności w czasie). Liczba trzy jest pierwszą nieparzystą (a więc zindywidualizowaną), podzielną osobno przez jeden i samą siebie (a więc nie obsesyjnie samowystarczalną). Trójkąt, wpisywalny i opisywalny na kole, nie mający przekątnych, a z którego da się skontruować wszystkie wielokąty, pozwala zdefiniować, trygonometrycznie właśnie, dysponowalną przestrzeń. Cezar, znany sobie z autopsji świat pozaitalski postrzegł w De bello stwierdzeniem prostym: Gallia est divisa in partes tres. Stąd prawo od czasów rzymskich, jako frazes o sile mówi omne trinum perfectum, a o bezsilności tertium non datur. Stąd tak ważna ogólna zasada dopełnienia tres fecit collegium, 'trzy tworzy całość'. Nie dlatego, że ładnie wygląda, dlatego, że umożliwia, konieczny, a zarazem wystarczający przepływ potencjału z pełną wzajemnością, tak, że zawsze jeden z elementów, może niezależnie zastąpić dwa pozostałe, trzy mogą reprezentować jeden i jeden trzy. Stwórca zdogmatyzował to objawiając się w Trójcy, co całkiem obrazowo przedstawia, ilustrując bezustanny, bezstratny przepływ sił, ikona A. Rublowa Aniołowie u Abrahama. Na tym tle warto też dostrzec człowieka jako 'podobieństwo' Boże, a nie 'kopię' Boga, gdyż jego samowystarczalność wymaga podtrzymania zewnętrznego, płcie są zawsze dwie, a ludzi miliardy, więc i małżeństwa są skazane na 'niezdolność do trójkąta' (choć ze skazańcami różnie bywa).
Ta zasada zupełności przejawia się na co dzień w praktycznej potrzebie obcowania z doskonałością. Choć może nie od razu się to spostrzega, wystarczy ten (to) z czym, nawet zupełnie przyziemnie, chcemy mieć do czynienia miał (miało), na swą miarę, raptem trzy cechy, byle równomiernie: był (było) prawdziwe, dobre i piękne. Te trzy przymioty uznawali za prosty, a i tak nieodgadniony fundament kontaktu ze światem już Arystoteles, czy św. Tomasz z Akwinu (XIII w.). Postęp czasu skomplikował ogląd do tego stopnia, że coraz więcej ludzi szczyci się zachwytem nad brzydotą, uprawia kult zła lub uwielbia być okłamywanym, tyle, że choćby prywatnie i tak wolą 'mieć ładnie', 'zrobione dobrze' i 'wiedzieć naprawdę'. Cóż, św. Tomasz umarł mając 42 lata, napisawszy 'bez prądu' 34 tomy Summy, ludzie żyją dziś dłużej, myśli krócej.
Wspomniałem -równomiernie. To o tyle ważne, że wystarczy wyobrazić sobie prześliczną, najczulszą, ale kłamiącą jak z nut narzeczoną; posągowej urody, cynicznie szczerego zbrodniarza, czy garnitur naprawdę dobrej jakości, ale brzydki. Ma to ważne przełożenie językowe, tam gdzie nie dopełniają się w istocie trzy przymioty, nie można mówić o przedstawianiu choć jednego. Ktoś mający złe skłonności i obrzydliwy, może być określany szczerym (zwłaszcza do bólu), ale nie wiarygodnym; zakłamana naciągaczka może być prześliczna, ale nigdy piękna; ktoś brzydki i fałszywy może być i dobrotliwy, ale nie dobry. 
Dlatego najbardziej wyrazisty pewnie przymiot piękna najłatwiej zakłamać ślicznością. Królewna np. nie dlatego jedynie jest piękna, że jest nieskazitelnej urody (powagą urzędu zaręczam), a dlatego, że przewyższa inne (niebrzydkie nawet) w postawie moralnej i że w przeciwieństwie do innych (nawet całkiem fajnych) nie sposób uchwycić by powiedziała o czymś czego nie ma, lub zaprzeczyła czemuś co jest; no chyba, że z litości, ale to już przykład dobra bezinteresownego.
Jak jednak człowiek prosty może, poza przejściowym na ogół wszakże komfortem (fascynacją) stwierdzić, że ma do czynienia z pradawnym połączeniem prawdy, dobra i piękna- oczywiście na miarę ziemską, gdzie oprócz wiary są jeszcze czynniki wymierne? Otóż nie z odbioru. Zdolność postrzegania każdy ma świetną, głównie w swoim uznaniu, chętnie wyostrzoną, ale przez przytępienie. Najcelniejszą miarą zdaje się być wola nadawcza. Królewna np. jest wiarygodna, nie tylko dlatego, że zawsze mówi prawdę. Żeby być tego empirycznie pewnym trzeba by Jej słuchać cały czas (chciałbym, ale obawiam się bez wzajemności). Wystarczy dowód spekulatywny-nawet w krótkiej rozmowie, głupio jest próbować Królewnę okłamać (i tak się nie da, ale czego człowiek nie próbuje). Królewna budzi zachwyt, nie tylko na piękne oczy (coś jak zachód Słońca nad Morzem Tyrreńskim, tylko bardziej). Trzeba by dniem i nocą oglądać (chętnie, ale to zbyt piękne). Wystarczy spekulatywnie- nawet na krótkie spotkanie, głupio jest się nie przygotować. Królewna jest dobra nie tylko dlatego, że nikomu nie zrobiła krzywdy. A może zrobi? Można poczekać, ale prędzej wieloryb przejdzie przez ucho igielne. Wystarczy się zastanowić, czy miałoby się 'odwagę' próbować zrobić Królewnie przykrość, odradzam, nie zemsty, samopoczucia.
Królewna dowodzi, że miara doskonałości, właśnie w tym prostym złożeniu trzech przymiotów, nie podlega dowodowi w tym z kim chcemy mieć do czynienia, a w tym co w tym 'mieniu do czynienia' jesteśmy gotowi zaoferować, a wręcz obawiamy się odmówić.
Nic nie odkryłem, bo już Ewangelia uczy, że takim sądem jakim wy sądzicie, was osądzą i taką miarą jaką wy mierzycie, wam odmierzą.
Dobrze jest czasem napisać coś językiem nie branżowym, skoro Królewna tak woli...
Powodzenia, Łódź Bałuty 18. sierpnia 2018 r.

1 komentarz: