piątek, 31 sierpnia 2018

[Nie] tak jest, jak się Państwu zdaje (za L. Pirandello)

Witam,
Być może, aby wzmóc szok 'nadziei Narodu' tym, że początek roku szkolnego nieuchronnie kojarzy się z Rocznicą wybuchu największej wojny dziejów, ostatni dzień wakacji ustanowiono Dniem Solidarności i Wolności. Przykro mi, ale śmiem przypuszczać, że jest to dziś główna asocjacja. Błogie słownictwo bowiem na ogół kryje brak treści. Dzień Solidarności i Wolności ma brzmieć pięknie, ale nie ma piękna bez zupełności, a bez treściwego substratu, choćby wyglądało pięknie, nie będzie to piękno prawdziwe.
Świecki kalendarz liturgiczny ugina się od świąt nie wiadomo czego, od dnia wolności podatkowej, której nie ma i dnia bez stanika począwszy. Co to bowiem za wolność i solidarność, którą obchodzi się w dniu, chyba że obchodzi się z daleka, którą się upamiętnia, a zatem jeśli była, to i tak nie ma.
Najbardziej zdominowany przez 'postkomunę' i 'koncesjonowaną' opozycję Sejm IV kadencji, odchodząc już do krótkotrwałych wspomnień, uchwalił 25. lipca 2005 r., a Prez. Kwaśniewski podpisał, niby na cześć podpisanych 31. sierpnia 1980 r. w Gdańsku porozumień w sprawie organizacji związków zawodowych, pod kierownictwem PZPR notabene. Podpisanych przez Mieczysława Jagielskiego-trzeciorzędnego funkcjonariusza aparatu i Lecha Wałęsę, któremu 'pokonanie płotu' ułatwiła motorówka MON-u, z niemym udziałem św. Jana Pawła II, na odpustowym, ogromnym długopisie tegoż Wałęsy, który przy długopisie mniejszym mógł odruchowo podpisać 'Bolek'. Jaki ex-prezydent podpisał porozumienia, taki 25 lat później obchody.
Ostatnia rzecz do której wówczas doszło to przeformatowanie realiów społecznych w jakiekolwiek przymioty wolności i solidarności. Była to uwertura do ostatecznej solidarności tych, tych którzy już nie mogą z tymi, którym już wolno, przy okrągłym stole- 9 lat później. Wtedy z pewnością, na tle choćby tragedii gdańskiego Grudnia 1970 r., pewne nadzieje się rodziły, dopuszczono oficjalne funkcjonowanie w monopartyjnym systemie alternatywnej formacji politycznej, zorganizowanej jako NSZZ Solidarność, przez pewien czas pozwolono mówić na głos o katastrofie ekonomicznej PRL i braku perspektywy, ale w ostatnim rzędzie o wolności i solidarności (jako fenomenie, nie tytule), bo 'pierwsza linia' zwyczajnie nie była tym zainteresowana. Kształt tej solidarności widać do dziś, gdy już nawet nie-niebezpieczny, a kabaretowy sukcesor Wojciecha Jaruzelskiego, Lech Wałęsa myli KOR z KOD i pod płotem Stoczni, już bez motorówki, plecie o Konstytucji, tj. Ustawie, kreatywne stosowanie której, z pomocą konstytucjonalistów na miarę Wachowskiego, Falandysza, czy Pusza, utrwalił w historii 'lewym czerwcowym', 'podwójnym veto', 'swoimi członkami' i ogromem dorobku ustrojotwórczego. Obchody oficjalne powróciły do istoty rzeczy, czyli kwestii ekonomicznych-ważnych, jak odtworzenie państwowego przemysłu stoczniowego i gospodarki morskiej, czy jedynego wielkiego sukcesu NSZZ Solidarność, tj. zakazu prac niekoniecznych w niedziele.
We wspomnieniach 31. sierpnia 1980 r. niknie jednak bardzo ważna Postać, prawdziwego Bohatera, przesłoniętego dinozaurem Wałęsy, tj. Anny Walentynowicz, wspominanej jako Anna Solidarności. Mało kto wie dziś, że strajk sierpniowy w Stoczni, rozpoczął się nie inaczej niż zwykłym żądaniem przywrócenia Jej do pracy, jako suwnicowej. Naprawdę do głębi skonfliktowanej z komuną, a nie jak pan Wałęsa, który niczym granatowy policjant za wojny, nie był w ruchu oporu, bo u nich nie było wolno. 
Pani Anna przez całe życie dotknięta była tragediami osobistymi, zniewagami, poniżeniem zawodowym, ale przez to że całe życie mówiła prawdę, zachowała do samej, więcej niż tragicznej śmierci, Piękno, nie hasłowe, a to którego nawet sowieckie ekshumacje nie potrafiły unicestwić. Świadczyła prawdę do tego stopnia, że kiedy UB licencjonowało rekreację Wałęsy w ośrodku internowania, Ją zwyczajnie próbowano otruć. Do tego stopnia była pewna prawdy, że 10 lat przed 'upamiętnieniem' solidarności i wolności, już 25. września 1995 r. zadała Lechowi Wałęsie 16 otwartych pytań, gotowa odpowiedzieć za tych sugestywność przed sądem- nigdy na te nie odpowiedział, ani nigdy nie podważył tych zasadności.
Choć nigdy nie pogodziła się z układem 'posierpniowym', 'okrągłostołowym', była jedną z nielicznych osób opozycji niepodległościowej do końca powszechnie szanowaną, nie przez tytuły, funkcje, powiązania, zginęła jako skromna emerytka, a przez Piękno Prawdy, której nigdy nie odpuściła, bo prawda daje odwagę, a odwaga pewność siebie. Szczęśliwie postawa ta, nawet kosztem poniżenia, bywa jeszcze praktykowana.
Nad Panią Anną nie zwyciężono indywidualnie. Zginęła w największym zamachu na Rzeczpospolitą od 1946 r., na lotnisku Siewiernyj koło Smoleńska 10. kwietnia 2010 r. Nawet po tej Tragedii Jej szczątki były jednymi z najdotkliwiej zbezczeszczonych w tranzycie do Polski pod auspicjami D. Tuska i E. Kopacz.
Jeżeli jakaś data miałaby symbolizować dla Polski solidarność i wolność to właśnie 10. kwietnia 2010 r., gdy w obawie przed prawdziwą wolnością Polski dopuszczono się zgładzenia w pełni solidarnego polskiej Elity. I jeśli ktoś jest ikoną polskiej Wolności i Solidarności, to właśnie Pani Anna, a nie żaden 'Lechu-Bolek'.
Cześć Jej pamięci!
Łódź Bałuty, 31. sierpnia 2018 r. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz