środa, 7 listopada 2018

Nam nie trzeba Mołotowa, nam starczy Łętowska

Witam,
Requiem za Niepodległość brzmi w tegoroczną Oktawę szczególnie znaczącym Sto lat, sto lat! ... i chwatit' i bolszie nie budiet'. Warto wspomnieć, że dzięki Inter gravissimas Papieża Grzegorza XIII wspomnienie rewolucji październikowej Kościół Zachodni obchodzi w listopadzie (a nawet dziś). Ja jeszcze (nie tak skrajnie przez mgłę) pamiętam w szkole powszechnej idiotyczne obchody na ten temat, kiedy w ramach 'katechezy w szkole' w świetlicy, a czasem i na języku polskim (!) opowiadano dzieciom bzdury o 'sojuszu robotniczo-chłopskim' (coś tak demokratycznego, jak dziś pederastyczno-feministyczny), 'inteligencji pracującej' (dziś podobny oksymoron to 'elity demokratyczne'), ale dla wszystkich większym wstydem byłoby należeć do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej niż nieortograficznie się podpisać. Pamiętam kartkówki z różnicy między flagą ZSRR, a międzynarodowego proletariatu, która polegała głównie na tym, że tej drugiej nie dało się wymówić, a ósmoklasiści mylili już powszechnie z lumpenproletariatem. Cóż dziwnego, dziś mamy flagę UE, która tym różni się od flagi WJC, że tej drugiej nie ma. Tak samo media pierwszej linii: Dziennik TV, Trybuna Ludu, Głos Robotniczy, Polityka bredziły, aż do 1989 o awangardzie klasy robotniczej, 'październikowym przełomie' i wystrzale z Aurory. Znamienne, że w obszarze publicznym dialektyka kontestacji tożsamości i tradycji polskiej i religijnej, bezustanne poniżanie polskiego 'odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego' przed 'światowym ruchem postępowym' niewiele w założeniu różniła się od trendu dzisiejszego. Drwina z polskiej historii, korzeni, Niepodległości w pełnym tego słowa rozumieniu, była standardowym elementem światowości, w ówczesnym rozumieniu świata. Nie istniała oficjalna wersja stanowiska 'Polska to my', obowiązywała 'Polska w bratnim sojuszu krajów demokracji ludowej z wiodącą rolą Związku Radzieckiego'. Z tego sojuszu, jego symboli, podmiotu wiodącej roli żartować nie tylko nie wypadało, za to w najlżejszej, schyłkowej, wersji wylatywało się z obiegu.
Dzisiejsza awangarda de facto niczym w pierwszym oglądzie się nie różni. Polska nadal jest niewyobrażalna jako naprawdę samodzielna. Członkostwo w traktatach gospodarczo-infrastrukturalnych wywodzących się z EWG okazało się, dla bardzo wielu zbyt późno, arogancką kolonizacją przez, równie jak sowiecki, bezideowy, odzierający z tożsamości, surogacyjny wobec Boga, żądający czci pod pozorem demokracji (tym razem liberalnej- też na l). Jedno się zmieniło (unowocześniło)-wiodącej roli nie zapewnia (przynajmniej wprost) sowiecki czołg, tylko ponadpaństwowy, transferowy kapitał. Tak samo uczulenie mediów skierowane jest na 'wrazliwość europejską'. Nie wypada powiedzieć twardych słów o dyktacie brukselskim, metamoralności, kapitałowym odcinaniu kuponów od Pamięci, lansowaniu bezbożności. Wolność słowa, proszę bardzo, ale wobec tego co Polskość stanowi-wobec pamięci naszej, tożsamości naszej, katolicyzmu, rodzinności i rodzimości. Za kontestację unionizmu nikt znów do pierdla nie pójdzie, po prostu jak wyżej-wypada z obiegu. 
Różnica jednak jest tragicznie wyraźna. Za 'komuny' ten dialekt w 90% był bębniony, bo 'musiał', ale nawet głosiciele starali się, poza 10% płatnych zdrajców, myśleć i praktykować inaczej. Dziś proporcje zmierzają ku odwrotności. Niestety jednoznaczne stanowisko: z poszczególnymi państwami UE i nie tylko możemy i chcemy współpracować w setkach spraw, które nas wspólnie dotyczą, ale jak, w parytecie, równy z równym (nie identyczny z identycznym), o ujednoliceniu mowy nie ma. Nie jesteśmy 'wreszcie w Europie', tylko wreszcie sami dysponujemy zdolnością traktatową, tak z Belgią, jak z Gujaną, tak z Hiszpanią jak z Bangladeszem. 
Żaden z traktatów nie nakazuje flagi z gwiazdami stosować jako symbolu oficjalnego, a mimo to niepodobna się z tą nie stykać w polskiej przestrzeni urzędowej, jak z czerwoną szmatą przez 45 lat. Rak rewolucji rozrósł się po obrzeża zdrowych tkanek, gorszej rewolucji- francuskiej, bo tę samą ideologię wdrożyła kanałami burżuazyjnym i libertyńskim, na co wzięcie jest jednak bardziej chłonne.
W tygodniu poprzedzającym dzień żałoby po suwerenności wprowadzono nowy wzór paszportu, symbolicznego niegdyś obiektu marzeń o papierowym potwierdzeniu podmiotowości, suwerennej obecności w świecie. Przez myśl by mi nie przeszło, że profesor E. Łętowskiej, byłej Sędzi Trybunału Konstytucyjnego nie zastanawia Unia Europejska na okładce, ponad Rzeczpospolita Polska, ale wstrząsa 'ignorancja preambulalna' tych, którzy zaprojektowali dewizę Bóg, Honor, Ojczyzna w jednym z recto-verso. Pani profesor zastanawia się czytali preambułę Konstytucji RP, gdzie jest mowa o obywatelach nie podzielających wiary w Boga. Ja się nie zastanawiam, ja wiem, że sama tej preambuły nie czytała dawno, gdyż wprost stanowi o kulturze zakorzenionej  w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu- bez dywersyfikacji. W całej Konstytucji nie spotkałem zapisu bym był obywatelem UE, a jako obywatel RP muszę mieć wpis o tej organizacji międzypaństwowej na okładce paszportu. 
Wiem, że np. R. Biedroniowi, też zgorszonemu, pasowała by dewiza liberte, egalite, fraternite, a W. Mołotowowi bękart traktatu wersalskiego na okładce.
Komu dzwonią, temu dzwonią...
Łódź Bałuty, 7. listopada 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz