niedziela, 4 listopada 2018

Tu jest pies pogrzebany

Witam,
Za tzw. komuny (czyli US-od 'sowieckiej', nie States) Uroczystość Wszystkich Świętych nazwano w kalendarzykach (zastępujących wówczas telefony, bo komórkowych nie znano, a stacjonarne były demokratycznie nieczęste) Święto Zmarłych. Jako, że nominalny ustrój nie wierzył w życie wieczne, było to święto bez desygnatu, podobnie jak u nas za dni parę Święto Niepodległości.
Dziś nie ma ustroju, bo to co jest sformułowane demokratyczne państwo prawne urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej desygnatu absolutnie nie posiada, zatem ustrój nie musi w nic wierzyć. W wolnym społeczeństwie jest jednak bardzo ważna różnica: jedni uznają Uroczystość Wszystkich Świętych, Jego Oktawę, w tym Dzień Zaduszny, drudzy mają Święto Zmarłych (tzw. 'wszystkich świętych'), Akcję Znicz i 'jeżdżenie na groby', a większość wszystkiego trochę, jak z gwiazdką, jajeczkiem, majówką. Jeżeli coś się ma, można z tym robić co się chce-na tym polega własność. Dlatego 'święto zmarłych' jest par excellence świętem żywych: rodzin, kwiaciarzy, kamieniarzy, sprzątaczy, transportowców i wszystkich, gdyż życie koncentruje się nagle na cmentarzach. Jeżeli Wszystkich Świętych niespecjalnie dotyczy już Świętych, a Dzień Zaduszny nie przypomina o odpustach za Zmarłych, a centrum uczuć stanowi cmentarz jako obiekt infrastrukturalno-estetyczny, to wszystko jest dozwolone- parafrazując znaną myśl teozoficzną.
Kuchennymi schodami wprowadzono 'odczłowieczenie' (a w zasadzie odduchowienie) cmentarzy. Realia cywilizacyjne wyprowadziły te spoza terenów przyświątynnych, czy bezpośrednich sąsiedztw, na rubieże miast, gdzie zawsze cmentarze były, ale o delikatnie mówiąc, specyficznym przeznaczeniu. W ramach wolności i tolerancji zaczęły powstawać cmentarze komunalne i modne dziś pogrzeby z panem czytającym pustosłowny wierszyk, trąbką i... i tak do ziemi. Nie ma się co rozczulać, bo jeśli odjąć pogrzebowi treść liturgiczną o zwrocie Prochu prochowi i oczekiwaniu powstania w Dniu Ostatecznym, to wszystkie poezje, mowy, trąbki, arie i wieńce nie zmienią nic w tym, że jest to higieniczne pozbycie się zwłok, bo do trwania pamięci o czyichś dokonaniach te ceregiele na pewno nie są w niczym potrzebne. Równolegle realia wymusiły akceptację dla, także religijnych, pogrzebów kompaktowych, jeszcze na ogół w grobach, ale coraz częściej w regałach zwanych kolumbaria (i to nie, żeby z Ameryką się kojarzyło).
Skoro cmentarz wyrósł mentalnie nad tego 'rezydentów', nie człowieczeństwo Żywych, a cmentarz uchodzi za pierwszorzędne miejsce pamięci, to w sumie istota aksjologiczna tego co pod galanterią pseudo (na ogół) artystyczną traci na znaczeniu. Zapomina się o pierwszorzędnej  świętości miejsca nie z racji grobów, nagrobków, krucyfiksów, aniołków i sentencji, a właśnie oddanych prochowi ziemi ciał ludzkich, które były materią dusz nieśmiertelnych-konkretnych, jednostkowych, niepowtarzalnych. Ciał, które są skrajnie namacalnym dowodem, że człowiek może poza galaktykę poleci, ale człowieka nie wyprodukuje. Nowoczesny cmentarz przestaje potrzebować ciała ludzkiego, przestaje być osiedlem 'rozpadających się domów doczesnej pielgrzymki' (znów za prefacją).
Dlatego bez szczególnego zdziwienia pojawiły się (tzn po prostu zostały zorganizowane) 'cmentarze dla zwierząt'. Jest to dość przerażający absurd kultury. Zaznaczam od razu, że jednoznaczny sprzeciw wobec tego zawoalowanego bluźnierstwa, nie ma nic wspólnego z pogardą dla Boskiego ustanowienia zwierząt jako immanentnego sąsiedztwa człowieka. Cmentarz bowiem, jak zaznaczyłem, jest ziemskim symbolem zwrotu do materii pochodzenia, zwrotu obracającego się już w proch martwego-bo 'odduchowionego' ciała do prochu Ziemi wyobrażonej w ogrodzie Eden, w którym w poetyckim skrócie Bóg umieścił człowieka. Zwierzęta natomiast nie mają pochodzenia zindywidualizowanego, stworzone zostały z niczego, są istotami żywymi, którym człowiek nadał nazwy, podczas gdy człowiek jest uposażony tchnieniem Życia i nazwany przez Boga. Zwierzęta są dwupłciowe 'technologicznie', a Człowiek 'kompetencyjnie'. Rozróżnienia te bledną jednak wobec tego, że zwierzęta na terenie tych pogrzebalni zwanych cmentarzami, nie mają na co czekać. Primo: nie zmartwychwstaną, bo nie były ożywione tchnieniem (nie ma 'duszy zwierzęcej'), secundo: nie mają zdolności oczekiwania, gdyż nie są uposażone wolną wolą, czyli abstrakcją poglądu (dlatego m. in. nie robią nic złego). Oczywiście człowiek, mający rozbudowaną sferę emocjonalną żywi względem szeregu zwierząt (i nie tylko) specyficzne uczucie i poszczególne tych egzemplarze zapadają mu w pamięć, nawet poza ustaniu życia. Stąd powstała koncepcja jakiegoś lokowania tej pamięci, przez ustawianie nad rozkładającymi się ciałami psów, kotów, chomików namiastek nagrobków, a zbiorowisko tych rzeźbek z ławeczkami, kwiatkami etc. nazwano 'cmentarz dla zwierząt', który właśnie jest simplicite miejscem wspomnień przez ludzi i to oczywiście żywych. Nie ma w tym nic materialnie przeciwnego dobru innych ludzi, ale jest to wyrafinowane świętokradztwo, gdyż ekskluzywę sakralności ludzkiego ciała zawłaszczono na inne potrzeby, tak jak ekskluzywę sakramentalną małżeństwa na potrzeby administracyjnego stanu cywilnego. Warto spojrzeć też na swój sposób z perspektywy. Człowiek chowa ciało drugiego, ale nie nosi odzieży z jego skóry (przynajmniej co do zasady), nie posila się jego mięsem. Przykro mi, ale wielu światowo nastawionych, którzy 'pochowali' swego pieska na wielkomiejskim 'cmentarzu' powróciło kiedyś z wycieczki na Daleki Wschód, gdzie sami stali się cmentarzami analogicznych piesków. Przerażających analogii, braku 'szacunku i demokracji' w 'uprawnieniach grzebalnych' zwierząt można by wskazać wiele.
Fundament w tym, że zwierzęta nie są żadnymi 'braćmi mniejszymi'-szczególnie żyrafy. Zwierzęta są zwierzętami. Stworzeniami Boga, które powołał nie tylko do istnienia, ale też życia. To, że z większością z tych człowiek może się 'porozumieć' ma swój cel. Człowiek został umieszczony we 'wszechświecie godnym podziwu, aby w Boskim Imieniu panował nad wszelkim stworzeniem' (to z innej prefacji), a trudno panować bez porozumienia i odczuwać podziw do czegoś beznadziejnie głupiego. Istotą relacji człowieka ze światem, mineralnym i biologicznym jest szacunek dla stworzenia-ani skał, ani wód, ani roślin, ani właśnie zwierząt człowiek sobie sam nie zrobił, tylko owe otrzymał od Stwórcy. Wszystko po coś. Zwierzęta nie dość, że żywe, to wysoce uorganizowane, są niesłychanie uniwersalne- nie tylko w zastępstwie człowieka porządkują funkcjonowanie świata, lecz człowieka żywią, ubierają, bronią. Wiele z nich zostało uorganizowanych w predyspozycje do kooperacji w ochronie bezpieczeństwa człowieka, pracach, sygnalizowaniu zagrożeń. Budzą sympatię, bo gdyby budziły odrazę kooperacja ta nie miałaby racji bytu. Oczywistą bzdurą jest kategoryzowanie moralne między ludźmi, a zwierzętami. Zwierzęta są niezdolne do zła, gdyż robią tylko to co w ich funkcjonowaniu konieczne, dlatego bzdurą jest określanie brutalnych przestępców 'zezwierzęconymi' i życzenie bliskim 'ludzkiego traktowania'-bo znaczy to tyle co zdawanie na łaskę i niełaskę kogoś równie nieprzewidywalnego jak my. Szacunek dla stworzenia, zamysłu Bożego i własnego zadania panowania skutkuje nie humanitarnym (czyli analogizowanym do ludzi) traktowaniem zwierząt, a nie zabawianiem się z ich użytkiem. Nawet nie dlatego, że je to boli- robienie z nich jedzenia pewnie też boli, ale dlatego, że nie po to zostały powierzone. Byki są do jedzenia i dawania skór, a nie rozszarpywania na corrida (które to 'zabawy' spowszedniają mordowanie tego co się rusza, z ludźmi na czele), futra do ubrania powstają w wystarczającej ilości przy produkcji mięsa i nie trzeba nadużywać daru reprodukcji życia dla żywych fabryk kołnierzy. Psy powinny być zadbane nie dlatego, że na to zasługują swoją postawą (gdyż do takiej z wyboru zdolne nie są), ale dlatego że Stwórca postawił takowego do naszej dyspozycji, a więc i troski.
Wszystko to wynika z Księgi Rodzaju, i tu, tak naprawdę 'jest pies pogrzebany'.
Powodzenia,
Łódź Bałuty, 4. listopada 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz