piątek, 30 listopada 2018

Proste wskazanie dowodowe

Witam,
Czytania apokaliptycznego, ostatniego w kalendarzu liturgicznym, tygodnia są w pierwszym odbiorze przerażające. Mowy Chrystusa są krótkie, oschłe, podkreślające nieprzyjazność i bolesność codzienności. Ukazują immanentną ludziom wrogość, słabość, lęk, bezbronność wobec nie tylko potęgi natury, ale też natłoku 'ucisku'- czyli przeciwności ludzkich, przyrodniczych, społecznych. Pozornie jednak są szokująco nieprzystające do chrześcijańskiej wizji świata. Jeżeli pamiętać, że fundamentem tej, czyli racjonalnej, wizji jest Prawda, to przecież prawdziwe doświadczenie takie jest. Od tysięcy lat nic nowego, to co w tygodniowym wykładzie znamion ostateczności zdaje się być nie do zaakceptowania jest  w zasadzie kwintesencją nie tylko obserwacji, doświadczeń, ale co może zaskakuje-naszych własnych ocen. Sami codziennie mówimy i myślimy o świecie i ludziach tymi i podobnymi słowami, z jedną jednak różnicą. W potocznej ocenie te wszystkie niegodziwości są na zewnątrz, nam grożą, na nas czyhają, przeciw nam są sprzymierzone, ale my nie jesteśmy tych współtwórcami.
Ostatni tydzień czytań tegorocznej serii przypomina, że nie tyle świat doczesny jest bolesny, co nasza satysfakcja ogranicza się do bezsilnej obserwacji z niespotykanie trafnym przenikaniem obok możności prawdziwego stanięcia na wysokości tego wyzwania. W realiach nieustannego konfliktu międzyludzkiego, który przecież jest treścią funkcjonowania instytucji, nauki i zawodów prawnych, niesłychanie doniosłe jest moje 'groźnie ulubione' czytanie środowe. 
W największym skrócie zapowiada to, z czym w państwie (jakiegokolwiek) prawa mamy do czynienia wciąż. Wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie. Z codziennego doświadczenia trochę to mało realne. Włos z głowy, a nawet gorzej, póki jeszcze w ogóle jest, spada jeden za drugim; nie ma dnia by nie westchnąć (z cichą satysfakcją zresztą) któż mnie niemal o śmierć nie przyprawił, a życie jeśli ocalamy to nie przez żadną wytrwałość, a przebiegłość (kurtuazyjnie zwaną fartem, złożeniem się i in. dyrdymałami). Ułuda zapowiedzi Pańskiej pogłębia się jeszcze we wstępnym podważeniu sensu funkcjonowania zawodów prawniczych: Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość. Raczej niewyobrażalne, przecież całe nasze zmierzanie do sprawiedliwości (a raczej tej wymiaru- a to różnica) polega na obmyślaniu swej obrony (oczywiście oficjalnie obrony praw, dóbr i ludzkości). Warto jednak szybko przypomnieć sobie, tysiące przypadków, gdy reflektowałem się: "czego bym nie obmyślił, jakbym tego nie ujął i tak nic z tego nie wyszło".
Szczegół fundamentalny, dlatego tak trudno osiągalny tkwi w tym, że te niepojęcie świetlane gwarancje Pan daje pod dwoma (głównymi tu) warunkami. 'Włos z głowy' nie spadnie, gdy będziemy w nienawiści z Bożego powodu, czyli broniąc Prawdy, Dobra i Piękna; z bardzo prostej przyczyny, że gdy bronimy czego innego, to ten włos i nie tylko spadł już dawno. Po wtóre natomiast obrony obmyślać nie należy nie dlatego by była niepotrzebna, gdyż potrzebna, a nawet konieczna jest. Miejsce tego obmyślania (nie mylić z myśleniem) ma bowiem zająć korzystanie z wymowy i mądrości, którą Zbawiciel obiecuje. Danie obiecuje, ale za obdarowanego nie skorzysta.
W tej wstępnie trudno zauważalnej zawiłości znajduje się przyczyna ciągłej frustracji najgorliwszych rycerzy praworządności. Jesteśmy w nienawiści z własnego powodu (co często jest dość zasłużone) i nie możemy pogodzić się z tym by wymowa i mądrość nie była przez nas obmyślana (bo resztę to już otrzymujemy z przyjemnością).
Łódź Bałuty, 30. listopada 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz