piątek, 19 października 2018

Miliard w Środę, miliard w głupotę

Witam,
Dziś 34. Rocznica zamordowania Bł. Ks. Jerzego Popiełuszki. Wydarzenie powszechnie znane, a jednocześnie nigdy zapewne znanym naprawdę być nie mające. Ja np. z wydarzeń publicznych do nauczania początkowego, pamiętam Je (i transmisje z procesu w Toruniu) jako jedno z trzech, obok stanu wojennego i katastrofy w Czernobylie; przy wyborze Jana Pawła II byłem bowiem, już nieco przerośniętym, ale jednak zlepkiem komórek. Analizowanie historiografii i historiozofii tej zbrodni wykonują znaczniej do tego powołani, jednak spojrzę nieco z dystansu.
System kierowany przez KPZR dogorywał i nie miał innego wyjścia. Pozostawał konflikt nuklearny, ale nie brano już tego realnie pod uwagę. Rysował się problem znacznie poważniejszy. Ratowania się kto może. Dogorywał system, dogorywała część pobreżniewowskich towarzyszy, ale w sile wieku lub na dobrym starcie, w ZSRS, autentycznych satelitach (NRD, Rumunia) i terytoriach zależnych (gł. Polska) była rzesza zakorzenionych w tym bagnie, ale chętnych do wypłynięcia w nowej niewiadomej. Głównym arsenałem nie były już wyrzutnie, a polityczne służby policyjne, bo jak 8 lat później pokazał W. Pasikowski w Psach "jezuitów nie zatrudnią". Teczek, pseudonimów, kontaktów nie zaczęto zacierać, a przede wszystkim przekształcać, po 'upadku muru', '4. czerwca' i innych symbolach dla Szczepkowskich, a wtedy, po bankructwie stanu wojennego, w realiach katastrofy elementarnego bezpieczeństwa rynku wewnętrznego. Zabójstwo Ks. Popiełuszki nie było jakimś gigantycznym aktem terroru komunistycznego, nie było nowym Katyniem, procesem szesnastu czy Nila, z Kuklińskim nie zdążono. Było zbrodnią sfrustowanej, skłóconej i ogłupiałej SB, która wiedząc, że sami już się nie obronią, że za lat parę wrócą na swoje ulice, osiedla, wsie, co najwyżej jako milicyjni emeryci, a nie żadni specjalni agenci, zaczęli pozbywać się tych, którzy są na co dzień z tymi ich przyszłymi sąsiadami. Nie zabito Wałęsy, Kuronia, Mazowieckiego, Olszewskiego czy Macierewicza zresztą też, wszystkich ich kalkulowano jako przyszłych 'nowych panów'- kto się okazał nowym, a 'ludzkim', dziś wiadomo. Nie było zamachu na kluczowych biskupów i zwierzchników zakonnych, gdyż precedens Agcy to już uniemożliwiał. Zamordowano bł. ks. Popiełuszkę, Zycha, Suchowolca, ludzi Kościoła, którzy z ludźmi wszystkich klas byli, a jednocześnie wiadomo było, że z Państwem, jakie by nie było, będą zawsze w pewnym rozdziale. Bezwład mechanizmu tej zbrodni wykazała nawet Jej amatorszczyzna i rzucenie przez wyższych morderców (Kiszczak, Ciastoń, Płatek) niższych (Pietruszka, Piotrowski, Chmielewski, Pękala) masom na pożarcie.
Gdzie tu jednak męczeństwo za wiarę? Zdałoby się, przy pięknych intencjach, zwykła rzeź jak u rozkładu wszystkich reżimów. Tak zresztą kwestię tę wiele lat przedstawiano i beatyfikacja dzisiejszego Patrona nie była wcale oczywista. Pierwszym, który rozumiał tu głębię chrześcijańskiej Martyrologii był największy Prymas powojenny śp. Kard. Józef Glemp.
Księdza Popiełuszkę zamordowano bowiem nie za działalność opozycyjną, nie za budowanie polityczno-duchowego mostu dla katolicyzmu nad pogorzeliskiem komuny (prędzej zabito by śp. Ks. Jankowskiego), a za przekraczający wytrzymałość nawet bezdusznego aparatu Apostolat Prawdy i nabożeństwo dla Drogi Krzyżowej, czytelne w każdej Jego homilii. Ksiądz Popiełuszko nie miał przymiotów Zwycięzcy, nie powalał bezpośrednim charyzmatem, porywem słowa czy straceństwem odwagi. Po prostu nigdy nie uważał kompromisu, ani za cel, ani nawet środek. Zamiast powiedzieć do słuchu by porwać, wolał powiedzieć przebacz im, bo nie wiedzą co czynią. Nie musiał mówić 'co rozumie pod pojęciem prawda', bo dla Niego Prawda była Prawdą, a nie pojęciem.
Dlatego z pewnością jest Męczennikiem za wiarę, że przedstawił w skromnej postaci, Chrystusa, który Sam określił się: Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem... choćby i umarł żyć będzie.
Bądźmy realistami, dziś do protestów społecznych, pracowniczych nie potrzeba księdza, Mszy w zakładach, spowiedzi na fabrycznych dziedzińcach. Dziś nie walczy się z władzą, a o władzę, nie walczy się o prawdę, a o pieniądze. Taka jest właśnie skrajnie bolesna prawda: Popiełuszko zrobił swoje, Popiełuszko może odejść. Wałęsa, który 34 lata temu wykrzykiwał ostrzeżenia tym, przez których 'choć włos z głowy Księdzu Jerzemu spadnie", dziś nie musi się nawet martwić o włosy Kijowskiego. Michnik, który szwendał się za Księdzem Popiełuszką udziela gościny na swych po-łamach profesor Środzie (etyczka za przeproszeniem), która z proporcjonalną sobie lekkością bredzi o kapłanach niezłomnych: Popiełuszko Popiełuszkiem, a pedofil kościelny pedoflem kościelnym.
Sądzę jednak, że zgodnie z zasadą Tertuliana, iż semen est sanguis christianorum niejednego jeszcze Bł. Jerzy uprosi dla Polski, gdy renegaci Wałęsów i Śród znów zaczną się i wokół zabijać o przyszłe stołki.
Łódź Bałuty, 19. października 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz