poniedziałek, 10 września 2018

Co poeta chciał powiedzieć?

Witam,
Jedną z fundamentalnych taktyk omijania ewangelicznej zasady niech mowa wasza będzie tak-tak, nie-nie, wcale nie jest szafowanie przyrzeczeniami, obietnicami i innymi zobowiązaniami czynienia i nieczynienia (z intencją odwrotną intelligitur per se). Podstawową jest dawanie do zrozumienia. Przy założeniu wstępnym, że mówca i słuchacz z reguły to samo rozumieją całkowicie przeciwnie, najtrafniej wyraża się to w literackim frazesie 'ma się rozumieć'; jak zwykle nie wiadomo, co za ono, ale i ma i się i rozumieć.
Mówcy, czy inni eksplikatorzy zakładają, choć trudno wiedzieć na jakiej podstawie, że odbiorcy wiedzą co 'mają na myśli'. W sumie gdyby poważnie tak uważali, powinni milczeć, bo po co się powtarzać. Odbiorcy z kolei nie biorą ich poważnie, zakładając, że jeśli w ogóle coś mają, to na pewno nie na myśli. W ten sposób w przestrzeni publicznej przetaczają się bezustannie miliony wypowiedzi i odpowiedzi z góry zakładające kontratyp z art. 31 kk, tj. wyłączenie odpowiedzialności z racji niemożności rozpoznawania znaczenia [wypowiedzi]. Generalnie zapewne o to chodzi, gdyż ludzie mówią dla satysfakcji, a tylko zwierzęta dla komunikacji. Tak wiele przecież miejsca poświęca się na wskazywanie tego czego absolutnie się nie chce. Nie chcę Państwa urazić, ale...; co prawda się na tym nie znam, ale...; nie moja sprawa, ale...; no, nie chciałbym już zabierać czasu, ale... Z niewiadomych względów podkreślenia wymaga, że czyni się to co się czyni. Należy wskazać, że...; nie podobna nie zauważyć, że...; Trudno nie wspomnieć, że... Wyrazem mądrości ma być podkreślanie braku kompetencji, długo by o tym mówić..., czy szkoda gadać.
Tak już pewnie w 'demokratycznej debacie' ma być, ale gorzej gdy bezustannie ta stylistyka asekuracji dotyka procesu lub nauki. W oskarżeniu lub krytyce zabiera mnóstwo czasu oczyszczanie przekazu z zawoalowań, przemilczeń, wiązanie poszlak, rozróżnianie co odchodem, a co mimochodem. Argumentem obrony lub apologii niezmiennie pozostaje domniemanie oczywistości, czytanie w myślach (nie to miałem na myśli, nikt by nie pomyślał...), chcenie czegoś przez coś i inne ozdoby. Najgorzej jednak, że prawda staje się wręcz rażąca estetycznie. Ciężkim zarzutem jest 'zbytnia dosłowność', literalne rozumienie, nieumiejętność czytania między wierszami (nieumiejętność czytania wierszy jest już tak oczywista, że nikogo nie razi). Oczywiście nowocześni twórcy i eksploatatorzy nauki i prawa, aby zgrabnie odrzucać średniowieczny scholastycyzm, ubierają to w peany o 'duchu nad literą', lekturze kontekstowej, przekazie aluzyjnym itd. 
Bywa to ryzykowne, nawet bardzo, dla wszystkich uczestników, popularnego wciąż, procesu karnego. Rzymianom się ubzdurało, że nullum crimen sine lege coerta, nie ma przestępstwa, bez ścisłego tego dookreślenia. Ustawa karna oczywiście jest pełna typów przestępstw, życie samo w sobie jest niemalże sumą typów przestępstw, problem w tym, że wszystkie i z księgi i z praktyki, są niedookreślone. Rozstrzyganie o krzywdzie, winie i karze bardzo często nie jest wcale dotknięte stronniczością, korupcją czy innymi 'banalnymi' patologiami wymiaru sprawiedliwości, a właśnie paradoksem, że im więcej wymiaru, tym mniej sprawiedliwości. Najczęstsze nałożenie się dokumentowości dowodu i ustności procesu i dziesiątki wskazań interpretacyjnych prowadzi do tego, że bardzo podobne (takich samych nie ma) zdarzenie podlega radykalnie innym ocenom. Nie to jednak byłoby alarmujące, ale jest to, że orzecznictwo i to nie tylko Sądu Najwyższego i nie tylko w aktualnym stanie prawnym coraz częściej, nie ma co ukrywać-dla wygody, jest źródłem kolejnych orzeczeń, mimo systemu pozytywnego, a nie precedensowego. Wtedy czytają niektórzy z 'nabożnym lękiem': "jak orzekł Sąd Wojewódzki w... w sprawie... w 1972 r.", nie pomniawszy, że jest to cytat z uzasadnienia, które sformułował jeden konkretny sprawozdawca, być może dawno już na tamtym świecie, jeśli nie jego aplikant i co w bardzo podobnej sprawie ów 'poeta chciał powiedzieć' prawie 50 lat temu dojść trudno, ale zacytować łatwo.
W prostej codzienności też bardzo trudno nie chcieć powiedzieć, a powiedzieć, nie mieć na myśli, a myśleć co mam, nie liczyć na zrozumienie, a rozumieć na co inni liczą. Często największym ryzykiem jest wyrażenie prostej prawdy, ale da się zaobserwować, że choćby potem, nawet dłuższy czas było trudniej, to i tak coś sensownego z tego będzie. Prosto to przyrównać, że lepiej po latach wrócić do prawdy, bo jest niezmienna, niż codziennie wracać do fałszu, bo co dzień jest inny.
Powodzenia,
Łódź Bałuty, 10. września 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz