sobota, 15 września 2018

Nie masz większego tyrana, niźli z chama zrobisz pana

Witam,
W dzisiejszym spojrzeniu z bałuckiego dołu, ku wielkomiejskim górom, wspomnę o bardzo znamiennej realizacji idei demokracji, którą w niedawnych latach wyartykułował w Łodzi pewien znany, najbardziej swemu mniemaniu, demokrata (ex ludowy, obecnie najpewniej konstytucyjny). Historia jest jak najbardziej prawdziwa, ale bez szczegółów, gdyż nie chodzi o anegdotkę, a przykład spojrzenia na lud, przez jego obrońców, którzy uważają, że wszyscy są równi, szczególnie, gdy spojrzeć na nich z góry.
W pewnej szacownej instytucji kultury, menedżer znany z nieustraszonej walki z dyktaturą PZPR-u, szczególnie gdy pod osłoną nocy spuszczał kanałami swoją legitymację, postanowił pokazać jak nowocześnie okazuje się ludziom pracy, że gdyby było więcej blachy, to mieli by więcej puszek, ale i tak nie ma mięsa.
Przygotował wielkie shaw wg swojego (!) autorstwa, dziwnym zbiegiem okoliczności jednobrzmiącym w przekazie z tekstem stuletniego libretta operowego, no ale wszyscy wiedzą, że Święty Mikołaj to średniowieczna wersja Dziadka Mroza. Shaw literacko jednak, zwłaszcza bez oprawy operowej, nudnawe, więc zgodnie z ideą demokracji lud powinno awansować i oświecać. Wpadł więc na pomysł by tym razem artyści stanowili tło dla zaplecza-będzie nowocześnie, demokratycznie, edukacyjnie, a że przy okazji pokażemy, że batiuszka rządzi nie tylko dziećmi kwiatami, ale i starcami kmiotami to już trochę realiów dla starszej młodzieży.
Najpierw nagłośnił odpowiednio w prasie, że postanowił wreszcie docenić podwładnych, pokazać że w instytucji kultury pracują nie tylko ludzie kulturalni, że przytrafi się nawet rzemieślnik czy sprzątaczka, którym jak nie mamy dać pięć złotych do godziny, to damy pięć minut na estradzie. Odkryjmy tajemnice skrywane przez burżuazję, że żarówki się same nie wymieniają, a melodie nie płyną z głośników, tylko ktoś to włącza.
Wyszedł z tego XIX-wieczny cyrk, w którym pan treser zasiadł pośród gawiedzi i pokazał, że tym razem nie tylko clowns, akrobaty i niedźwiedzie są na jego zawołanie, ale jak świśnie to i oborowy powie, gdzie nawóz wywozi i 'mantiory' pokażą jak linę uczepić i portier się nie zawstydzi, że kluczykami dzwoni. Na dodatek z uśmiechem przodowników pracy socjalistycznej okażą ludowi i mediom, że wcale się nie wstydzą, że przez pięć minut wcale nie czują się gorsi. Coś jak na wystawach światowych z czasów kolonialnych, gdzie pokazywano za pieniążek, że są na świecie i Murzyni i to całkiem do ludzi podobni.
Demokracja na całego przez 1,5 godziny, a jak lud uświadomiony pójdzie, to artysty do garderób na whiskey, a robole do czworaków na gorzałę ze smalcem, bo jak pisał Gombrowicz 'pan to dopiero w mordę lał, a nie jak te zwykłe bolszewiki'.
Demokracja fasadowa ma właśnie to do siebie, że można upokorzyć nawet okazując szacunek na zamówienie. W normalnych realiach człowieka przy jego obowiązkach i przyjemnościach nie pokazuje się jako ciekawostki i nikt raczej nie chce być jako ciekawostka pokazywany. Szacunek budzi to, że każdy sprawdza się w swoim odcinku, a jeszcze bardziej, że nie tyle zauważa się, gdy tam jest, ale najbardziej widzi się Tego, którego się nagle widzieć przestaje. Nie tęskni się bowiem za wciąż, powszednio obecnym, tęskni się za, zwłaszcza nagle nieobecnym.
Nie można jednak ukrywać, że tęsknota zmierza nie do poetyckiego 'uschnięcia', a do osiągnięcia i to ujrzenie po czasie jest nagrodą, a nie wspomnienie dla wspomnienia.
Do zobaczenia,
Łódź Bałuty, 15. września 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz